Pan Michał (imię zmienione) mieszka z żoną i dzieckiem w jednej z miejscowości powiatu zamojskiego. Do niedawna był osobą pracującą, utrzymywał rodzinę z wykonywania licznych zajęć. Miał swoje pasje. Siedem lat temu trafił do zamojskiego szpitala "pieskiego" z silnym bólem brzucha. Ustalono, że pękł wrzód na dwunastnicy, dlatego w trybie pilnym wykonano zabieg operacyjny. U pacjenta wykryto rozległe zapalenie otrzewnej, a po operacji zaobserwowano m.in. w otrzewnej wysiew różnej wielkości guzków z podejrzeniem procesu rozrostowego. W związku z tym faktem pobrano od pacjenta i przekazano do badań histopatologicznych wycinki z wyraźną adnotacją, aby badania przeprowadzić pod kątem nowotworowym. Szpital zlecił wykonanie badań zakładowi patomorfologii, z którym miał podpisaną umowę.
Brzuch rośnie jak balon
W trzech pobranych fragmentach wykonująca badania lekarka rozpoznała guzkowy rozrost otrzewnej. Wynik określał zmianę jako łagodną, co nie wymagało jakiegokolwiek leczenia. Pan Michał opuścił szpital, ale dalej leczył się z powodu choroby wrzodowej. Wrócił do pracy, jednak szybko się męczył. Na dodatek zaczął mu niespodziewanie puchnąć brzuch. Pod koniec 2012 r. Pan Michał zaprzestał wykonywania jakiejkolwiek pracy, bo brakowało mu sił. Powiększający się brzuch i towarzyszący temu ból zmusił mężczyznę do podjęcia leczenia i próby ustalenia przyczyny ubytku sił i rozwoju choroby. Trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację przepukliny. Ból brzucha dalej nie ustawał. Brzuch dalej powiększał się jak balon.
W kwietniu 2013 r. Pan Michał trafił do szpitala w Lublinie z powodu rozpoznania polipów jelita grubego oraz wodobrzusza. Polipy usunięto, natomiast w trakcie zabiegu laparoskopii diagnostycznej od pacjenta pobrano wycinek w celu przeprowadzenia badań histopatologicznych. Badania wykonała ta sama lekarka co trzy lata wcześniej w Zamościu. I ponownie rozpoznała niewymagający leczenia guzkowy rozrost otrzewnej. Pani doktor odradzała pacjentowi chemioterapię, gdyż według jej diagnozy nie miał nowotworu. Ale z uwagi na wątpliwości innych lekarzy, poproszono o pomoc w celu konsultacji specjalistów z Centrum Onkologii Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Dopiero tam w wykonanych wcześniej badaniach rozpoznano międzybłonniaka otrzewnej. To nowotwór złośliwy...
Za błędy trzeba płacić
– Zgodnie z wnioskami opinii biegłych lekarzy błędna diagnoza stawiana przez lekarkę podczas pierwszego badania spowodowała opóźnienie w leczeniu o co najmniej 3 lata i doprowadziła do rozwoju nowotworu złośliwego, który spowodował nieodwracalne konsekwencje dla życia i zdrowia powoda – tłumaczy adw. Piotr Pawelski, który przed sądem reprezentuje mieszkańca powiatu zamojskiego jako pełnomocnik zarówno w sprawie karnej, jak i cywilnej. – Gdyby pan Michał wiedział, że dzieje się coś niepokojącego, z pewnością zechciałby skorzystać z pomocy innego ośrodka medycznego i nie jest wykluczone, że tam udzielonoby mu właściwej pomocy. Zapewniano go jednak, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Dopiero po 3 latach, po prawidłowym rozpoznaniu nowotworu wdrożono chemioterapię, a następnie pacjent przeszedł m.in. operację HIPEC (chemioterapia dootrzewnowa), podczas której usunięto najbardziej zainfekowane części organów wewnętrznych, w tym wątroby i żołądka. Całkowicie usunięto śledzionę.
Napisz komentarz
Komentarze