W październiku 2002 r. Tadeusza K. potrącił samochód. Z otwartym złamaniem kości piszczelowej trafił do "starego" szpitala w Zamościu pod opiekę Zbigniewa Ch., ordynatora oddziału urazowo-ortopedycznego. Pacjentowi założono opatrunek gipsowy i zastosowano wyciąg szkieletowy. Okazało się, że złamanie nie chce się goić, bo wdało się zakażenie. Dwa tygodnie później przeprowadzono następną operację, potem kolejną i jeszcze jedną, łącznie cztery. Rana nie goiła się, zaczęła gnić. Mężczyzna kilkakrotnie zgłaszał się do poradni ortopedycznej w Zamościu, ale odsyłano go do domu, zalecając przyjmowanie środków przeciwbólowych i częste zmiany opatrunków. W końcu Tadeusz K. nie wytrzymał bólu. W marcu 2005 r. poprosił lekarzy ze szpitala w Lublinie, aby mu amputowali nogę. Lekarze spełnili jego prośbę.
W 2009 r. Prokuratura Rejonowa w Zamościu po trwającym pięć lat śledztwie oskarżyła Zbigniewa Ch. o narażenie pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Zdaniem śledczych zastosował złą metodę leczenia pacjenta i bezzasadnie przedłużył leczenie nogi, pozostawiając ją w gipsie. Choć w pierwszej instancji sąd uznał winę medyka i skazał go na karę 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata tytułem próby i 15 tys. zł grzywny, proces ostatecznie zakończył się umorzeniem, bo sąd sądził sprawę tak długo, że doszło do przedawnienia karności czynu.
Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze