"Kochana Anneczko,
W dniu Twoich imienin, jako dowód najserdeczniejszych życzeń zasyłam tą skromną wiązkę kwiatów. Przyjmij je od męża i więźnia, który niewiele więcej niż może Cię (nieczytelne) dnia tego, jak tylko wspomnieniem. Życząc spełnienia wszystkich najlepszych życzeń Wacek.
Zamość 26 lipca 1943"
Wacek, bo tak zazwyczaj się przedstawiał Wincenty Wacław Gałaszkiewicz. Od dwóch miesięcy siedział w więzieniu w Zamościu aresztowany przez gestapo. Kiedy tylko mógł, słał listy do żony z niepokojem oczekującej kolejnych informacji. Wszystkie tytułował "Kochana Anneczko". A do żony nie zwracał się w nich inaczej niż "Kochanie". Tych kilka listów przetrwało do dziś w domowym archiwum Zofii Tiuryn, wnuczki Wincentego.
Wiecznie zaganiany
Wincenty Gałaszkiewicz urodził się w 1898 roku w Zamościu. Miał czwórkę rodzeństwa: braci Wiktora i Zdzisława oraz dwie siostry Janinę (po drugiej wojnie światowej prowadziła aptekę w Sopocie) oraz Kazimierę, która wyszła za mąż za znanego zamojskiego fotografa Franciszka Obsta.
– Młodzieńcze dzieje dziadka nie są mi do końca znane. Na pewno walczył o odzyskanie niepodległości Polski, bo przez całe dorosłe życie był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej – mówi Zofia Tiuryn.
Wiadomo, że w latach 20. poślubił swoją daleką kuzynkę Annę Gałaszkiewicz. Owocem związku było trzech synów: Tadeusz (późniejszy lekarz), Bohdan (został rolnikiem) oraz Zbigniew (był górnikiem). Gałaszkiewiczowie mieszkali na początku przy ulicy Listopadowej na ojcowiźnie Anny. Potem, tuż przed wojną, rodzina przeniosła się do nowo wybudowanego obszernego domu przy ulicy Wiejskiej.
W dwudziestoleciu międzywojennym Wincenty był przedsiębiorcą w branży transportowej. Jednym z udziałowców Tomaszowsko-Zamojskiej Spółki Samochodowej z siedzibą w Tomaszowie Lubelskim, na której czele stał Stanisław Dziuba. Latem 1939 roku spółka dysponowała 14 nowymi i 2 starymi samochodami (zarekwirowali je Rosjanie, którzy weszli na Zamojszczyznę w drugiej połowie września). Miała kursy do Tyszowiec, Żulic i koncesję na lukratywny kurs do Lwowa.
Wincenty był też aktywnym działaczem Polskiej Organizacji Wojskowej. W latach 30. został prezesem powiatowego zarządu Związku Peowiaków w Zamościu. Tuż przed wybuchem wojny nawet radnym rady miejskiej.
– Babcia ciągle wspominała, że dziadka nie było w domu. Ciągle coś organizował, załatwiał. Zwoływał zebrania, gdzieś jeździł. Cały dom i gospodarka były na jej głowie. Do pomocy musiała wynajmować obcych – opowiada pani Zofia.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze