Dwa sezony temu było 1:6. Przed rokiem 1:4. Czyżby do trzech razy sztuka? Nic z tego. Lider nie pozwolił sobie na przerwanie serii, okazując się zespołem przede wszystkim bardziej poukładanym taktycznie.
Minął kwadrans, zanim goście złapali właściwy rytm gry. Do tego czasu trwała walka w środku pola, a bramkarze marzli. Cieplej Grzegorzowi Paczosowi zrobiło się w 16 min, gdy Karol Klimkiewicz wbiegł z lewego skrzydła w pole karne i z dwunastu metrów uderzył obok słupka. Gdyby podniósł głowę i dojrzał niekrytego Kamila Pliżgę, bramkarz Sokoła znalazłby się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Kolejne minuty to przewaga Roztocza. Przyjezdni grali przede wszystkim cierpliwiej. Gospodarze wybierali proste środki, ale czujna defensywa ze Szczebrzeszyna gasiła wszelkie pożary w zarodku. W 30 min błysnął techniką (i to użytkową!) Wojciech Mazur. Pomocnik Roztocza otrzymał piłkę w polu karnym, mając obok siebie trzech defensorów Sokoła. Dwa zwody wystarczyły, aby mieć ten problem z głowy i znaleźć się z piłką na piątym metrze. Strzał po długim rogu i... Paczos musiałby mieć skrzydła (i to pokaźnych rozmiarów), aby to wybronić.
Sokół Zwierzyniec – Roztocze Szczebrzeszyn 0:2 (0:1)
Bramki: Mazur 30, Klimkiewicz 71.
Sokół: Paczos – Bielec, Sawa (86 Jończak), Sirko, Łukasik – Lachowicz (46 Sławkowski), Korkosz (70 Kusy), Kosiński, E. Kniaziowski – Kharmushka, Kapłon (46 Przybylak).
Roztocze: Hadło – Ł. Wróbel, Zwolak, Robak, Fediuk – Klimkiewicz (87 Bubiłek), Ł. Kornas, Mazur, Malec (53 K. Kornas), Wyrostkiewicz – Pliżga (90 P. Wróbel).
Sędziował: Tomasz Ostrowski.
Czerwona kartka: Sawa 87 (na ławce rezerwowych).
Więcej w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze