Frekwencja na treningach przed meczem z MOSiR-em była mizerna, a wszystko za sprawą grypy, która położyła do łóżek sporą część zawodniczek.
– Obawiałem się tego spotkania, bo beniaminek niesiony dopingiem mógł napsuć nam krwi – przyznawał uczciwie Stanisław Kaniewski. – Do tego doszły jeszcze problemy zdrowotne mojego zespołu, przez które nie mogliśmy solidnie trenować.
Pierwsze piłki to przede wszystkim po obu stronach siatki walka z nerwami, stąd błędy się mnożyły, a wynik na tablicy oscylował wokół remisu. Tomaszowianki opanowały emocje szybciej od rywalek, odskakując w połowie seta na 3-4 punkty. Do tego lepiej zaczęła funkcjonować zagrywka i to w zupełności wystarczyło na wygranie inauguracyjnej partii.
– Drugiego seta zagraliśmy koncertowo. Marta Cichoń weszła na zagrywkę i objęliśmy prowadzenie 8:0! Mogłem ze spokojnym sercem dać pograć kadetkom, bo nasza przewaga wynosiła 8-10 punktów – relacjonuje szkoleniowiec.
Ekipa Tomasovii w tym momencie poczuła się już chyba zwycięzcą, bo na trzecią partię wyszła rozkojarzona. Zaczęło szwankować przyjęcie, a do tego jaślanki wygrały kilka dłuższych wymian i niesione gromkim dopingiem zapisały seta na swoim koncie.
MOSiR Jasło – Tomasovia 1:3 (-19, - 17, 18, -21)
Tomasovia Tomaszów Lub.: Marta Cichoń, Daria Szubiak, Agata Bartłomiejczyk, Małgorzata Hajduk, Marta Jasiewicz, Paulina Czekajska – libero oraz Patrycja Kaniewska, Martyna Dzida, Wiktoria Beńko, Sylwia Szeliga.
Więcej w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze