Feliksa była córką Mikołaja Hołowińskiego z Kawęczyna. Mikołaj (rocznik 1877), tak jak jego ojciec Stefan, był drwalem. W Kawęczynie Mikołaj poznał Katarzynę. Dziewczyna była sierotą. Tułała się więc po gospodarstwach, pomagając za wikt i opierunek w prowadzeniu domu, obrządkach, pracach w polu. Między młodymi zaiskrzyło, bo Katarzyna była dziewczyną "zapalastą" o zdrowej, rumianej cerze. Pobrali się. Wkrótce zaczęły się rodzić dzieci. Jedne się rodziły, drugie umierały.
– Według zasady. Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął. Do wieku dorosłego dożyła czwórka dzieci: Jan, Michał, Feliksa i Czesław – mówi Zofia Hasiec, wnuczka Mikołaja.
W domu Hołowińskich nie przelewało się. Głód był częstym gościem. W końcu Mikołaj, mogło to byś około 1912 lub 1913 roku zdecydował się wyjechać za "wielką wodę", jak to wtedy mówiono. Co robił w Ameryce, nie wiadomo. Przebywał tam kilka lat. W międzyczasie w Europie wybuchła wojna. W 1917 roku na emigracji zaczęto coraz głośniej mówić, że konflikt zaborców to szansa, aby odrodziła się Polska. W Ameryce powstały punkty werbunkowe. Dobiegający 40 lat Mikołaj postanowił zaciągnąć się do wojska. Po krótkim przeszkoleniu trafił do Francji do Błękitnej Armii (od koloru munduru) generała Józefa Hallera. Razem z nią wrócił do Polski. Miał walczyć wraz z hallerczykami w 1920 roku na froncie pomorskim i być świadkiem symbolicznych zaślubin Polski z morzem.
Po zakończeniu wojny Mikołaj wrócił do Kawęczyna. Bogaty o traumatyczne doświadczenia wojenne, ale nie pieniądze, z powodu których wiele lat wcześniej opuścił rodzinny dom.
– Dziadek był spokojny, opanowany, babcia Katarzyna miała bardziej porywczą naturę. Któregoś razu pokłóciła się z dziadkiem, spakowała swoje rzeczy w chustę i ogłosiła, że więcej do tego domu nie wróci. Wróciła wieczorem, bo gdzie miała pójść. Kiedy weszła, dziadek krzątał się w domu. Babcia nie wiedziała, jak zareaguje. A dziadek jak ją zobaczył, zawołał: "O, jaka ładna kobieta do mnie przyszła. Niech zostanie, bo żona mnie opuściła". I więcej już do tej sytuacji nie wracał. Cały dziadek – opowiada pani Zofia.
Starsi kuzyni pani Zofii zapamiętali, że w drewnianym domu Mikołaja Hołowińskiego w Kawęczynie na honorowym miejscu wisiała szabla i ogromne zdjęcie z czasów służby w Błękitnej Armii. Mikołaj Hołowiński zmarł w 1941 roku naturalną śmiercią. W czasie okupacji Niemcy za to, że mieszkańcy udzielali pomocy partyzantom, podpalili część wsi. Spalił się i dom Mikołaja. Nikt nie miał wtedy głowy do ratowania zdjęcia czy szabli.
Napisz komentarz
Komentarze