Trochę musiałeś pograć w piłkę, żebyś został doceniony...
– Po raz pierwszy byłem nominowany jakieś dziesięć lat temu, ale wtedy do trójki nie wszedłem. Teraz, gdy dostałem zaproszenie na Galę, podejrzewałem, że jest inaczej – zwycięstwa się jednak nie spodziewałem. Tym bardziej jednak się cieszę. W końcu mam już swoje lata.
No właśnie, wybiegasz bardzo w przyszłość?
– Wszystko zależy od zdrowia i formy. Powiem szczerze, że tak sobie powtarzam co roku. Kończy się sezon, a ja sobie mówię, że jeszcze jeden rok i tak to trwa. Dzięki Bogu, odpukać, poważniejsze kontuzje mnie omijają. Ważne, że czuję się potrzebny drużynie, wiem, że chłopaki na mnie liczą. To pomaga podejmować decyzję o graniu. Mimo że prowadzę już jedną z grup młodzieżowych w Tomasovii, w której trenuję między innymi swojego syna, to ciągle nie umiem wyobrazić sobie życia bez grania w piłkę.
Kiedy byłeś najbliżej wielkiej piłki?
– W 2007 roku razem z Prejuce Nakoulmą przyszliśmy z Granicy Lubycza Królewska do Hetmana. Szkoda, że w czasie okresu przygotowawczego przyplątała mi się kontuzja, bo może zdziałałbym coś więcej niż awans do drugiej ligi. "Prezes" jest dzisiaj w lidze francuskiej – ja w Tomasovii. Ale nie żałuję.
Masz już w nogach ponad dwadzieścia lat biegania za piłką. Nigdy nie miałeś dosyć?
– Pewnie, że czasami przychodziły do głowy różne myśli, ale nawet jak były, to szybko uciekały.
Gdyby nie piłka, to w jakiej dyscyplinie sportu byś się widział?
– (milczenie) Chyba nie ma takiej.
A może coś z bieganiem? Koledzy z drużyny podkreślają, że mimo upływu lat ciągle masz dużo pary w płucach?
– (śmiech) Faktycznie, przygotowanie fizyczne zawsze było moją mocną stroną. Ale najlepiej biegać za piłką.
Wróćmy do trenerów. Zdradzisz, któremu z nich zawdzięczasz najwięcej?
– Gdy zaczynałem granie w Prywaciarzu Tomaszów, wypatrzył mnie trener Zbigniew Ulanowski i on w dużej mierze nauczył mnie rozumienia istoty piłki. Ukształtował mnie jako piłkarza. Myślę, że każdy trener, z którym miałem okazję pracować, przyłożył przysłowiową cegiełkę do tego, że wygrałem plebiscyt i za to im serdecznie dziękuję. Szczególne podziękowania ślę do trenera Jana Złomańczuka i zarządu klubu. Dzięki tym ludziom wróciłem do Tomasovii i gram w niej do tej pory.
Czy tak doświadczony piłkarz jak Ty odczuwa jeszcze dreszczyk emocji przed meczami?
– Pewnie i jest to jak najbardziej wskazane. Bez stresu nie ma życia. Emocje są już inne niż kilkanaście lat temu, ale nadal istnieją. Najważniejszą rzeczą jest dobrze wejść w mecz i cały czas wierzyć w zwycięstwo.
Cały wywiad przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze