Przez większość meczu zespół Michała Furlepy wyglądał w porównaniu do gospodarzy, jakby do Zamościa przyjechały paniska z Soli. Nic jednak dziwnego, bo w sobotę na tle Gryfa za solidny zespół piłkarski uchodziliby nawet oldboje Echa Zawada zebrani licznie na trybunach. Jedynym jaśniejszym momentem gospodarzy był strzał Wiktora Flagi, po którym Adrian Miazga sparował piłkę na słupek. Beniaminek grał niechlujnie, a wymiana kilku celnych piłek stanowiła przeszkodę nie do pokonania. Przyjezdni byli zaś bardzo waleczni i z każdą minutą coraz odważniejsi. W 29 min Patryk Dorosz uderzył płasko z linii szesnastki, piłka ugrzęzła w gąszczu nóg, a najszybciej dopadł jej Łukasz Kniaź, pakując do siatki. Ten sam gracz miał też okazję wcześniej, ale po błędzie Patryka Dobromilskiego trafił tylko w boczną siatkę. Bramkarz gospodarzy wypluł też piłkę w 52 min, ale Tomasz Garbacz w idealnej okazji trafił z kilku metrów w słupek. Ten sam zawodnik kilkanaście minut później przestrzelił z kilku metrów główkę. W końcówce do głosu doszedł Gryf i po szybkiej kontrze Patryk Gromek dorzucił do Kacpra Cebuli, a ten z jedenastu metrów trafił tuż przy słupku.
Trener przyjezdnych uznał remis za wynik sprawiedliwy.
– Brakuje nam jeszcze zgrania i było to widać. Szkoda niewykorzystanych okazji, ale nie ma co się załamywać. Jak nie da się wygrać, to trzeba zremisować – powiedział nam Michał Furlepa.
– Mecz walki z obu stron, dlatego pięknie to nie wyglądało. Bardzo się jednak nie załamuję. Olender dobrze wyglądał fizycznie, ale końcówki nie wytrzymał. Myślę, że niejednej drużynie odbierze jeszcze punkty – dodał trener Gryfa Roman Blonka.
Więcej przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze