Piotr S. od 6 lat ogląda świat zza krat. – Nikogo nie zabił, nikogo nie zgwałcił, siedzi za drobne kradzieże i oszustwa – tłumaczy matka skazanego. – W więzieniu nie siedział bezczynnie: skończył szkołę średnią i podejmował pracę. Nie stwarzał problemów, ale odmawiano mu skorzystania z warunkowego przedterminowego zwolnienia z odbywania reszty kary.
30-latek trafił w 2012 r. do Zakładu Karnego w Zamościu (przy ul. Okrzei), a następnie zaliczył więzienia w Hrubieszowie, Wojkowicach na Śląsku, Opolu i Wrocławiu, by na jesieni ub. roku znowu zameldować się w Zamościu; trafił na oddział zewnętrzny ZK przy ul. Hrubieszowskiej.
Chudnie w oczach
Kłopoty ze zdrowiem – jak mówi matka skazanego – zaczęły się pod koniec ub. roku. – Syn mówił, że źle się czuje, w klatce piersiowej go bolało – opowiada mieszkanka powiatu biłgorajskiego. – Był coraz słabszy, bledszy, chudł w oczach. Zgłaszałam to wychowawcom podczas widzeń z synem, a także podczas rozmów telefonicznych, a że nic z tym nie robili, to po ostatnim widzeniu powiedziałam, że powiadomię o wszystkim prokuraturę.
W połowie marca Piotr S. trafił z ul. Hrubieszowskiej do więziennego ambulatorium przy ul. Okrzei. – Badanie krwi i prześwietlenie klatki piersiowej zrobili mu 14 marca, gdy z pryczy nie mógł wstać – wspomina matka skazanego. – Wstępna diagnoza: gruźlica. Stan zdrowia stale się pogarszał. 17 marca syn został przewieziony na SOR, gdzie przebywał przez dwa dni. O tym, że ma zaawansowaną gruźlicę prątkującą i od dwóch tygodni powinien być leczony w szpitalu, dowiedział się 22 marca podczas konsultacji z pulmonologiem. Ja wiem, że syn musi odpokutować w więzieniu swoje winy, ale to przecież też człowiek i należy mu się pomoc!
Przed świętami skazany został przewieziony do Samodzielnego Publicznego Sanatorium Gruźlicy i Chorób Płuc w Poniatowej, gdzie był pilnowany przez funkcjonariuszy Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim, a po tygodniu przetransportowano go do szpitala Zakładu Karnego w Potulicach w woj. kujawsko-pomorskim, gdzie znajduje się oddział leczenia gruźlicy. – Jak go przyjmowali do sanatorium w Poniatowej, to przy 178 cm wzrostu ważył 55 kg – płacze matka Piotr S. – Szkielet człowieka...
Nasza rozmówczyni chciała, żeby syn został w Poniatowej, gdzie miał fachową opiekę medyczną, ale nic nie udało się wskórać.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze