1 czerwca 1950 r. Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych opublikowało alarmujący komunikat. Informowano w nim o zrzuceniu na wybrzeże Bałtyku masowych ilości stonki ziemniaczanej. Miała się ona wydostać na brzeg i rozplenić po całym kraju. Do akcji zbierania stonki ruszyli mieszkańcy polskich miast i wsi. Niektórzy byli uzbrojeni w pałki.
W 1950 r. miałam 12 lat. Przyszedł ktoś, chyba z gminy, do mojej rodzinnej wsi (chodzi o Sitno-Kolonię w gm. Sitno) i powiedział, że kraj atakuje stonka ziemniaczana. Nikt czegoś takiego wcześniej nie widział. W poszukiwaniach miały pomóc pudełka z zapałkami, na których zamieszczono rysunki owadów. I co się stało? Mężczyźni wzięli solidne pałki i ruszyli w pola! – wspomina 80-letnia pani Alina (nazwisko do wiadomości redakcji) z Zamościa. – Chodzili przez jakiś czas po całej okolicy, także po drogach. Po co im były pałki? Nie wiedzieli przecież jaką ta stonka ma wielkość, czy może zaatakować, ugryźć. Nikt podczas obchodów stonki nie znalazł. Jednak w latach 70. i 80. ub. wieku można ją było już zobaczyć na niemal każdym ziemniaczanym liściu.
Jedna samica – miliardy szkodników
Atmosfera strachu była na początku lat 50. ub wieku powszechna. Wiele osób zareagowało podobnie jak mieszkańcy Sitna-Kolonii. Nie bez powodu. Pierwsza o podstępnym, żarłocznym chrząszczu napisała "Gazeta Pomorska". Według niej amerykańskie lotnictwo 28 maja 1950 r. zrzuciło stonkę ziemniaczaną na wybrzeżu zaprzyjaźnionej z PRL-em Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Artykuł na ten temat opublikowano w ogólnopolskiej "Trybunie Ludu".
"Zbrodnicza prowokacja amerykańska na terytorium Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Samoloty USA zrzucają stonkę ziemniaczaną. Odpowiedzią Niemiec Demokratycznych na zamach gangsterów amerykańskich będzie jeszcze bardziej stanowcza walka o pokój" – czytamy w "Trybunie Ludu".
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze