Na złość faworytom
Przed rozpoczęciem sezonu akcje Huczwy Tyszowce na piłkarskiej giełdzie nie stały najwyżej. Częściej faworyta do wygrania zamojskiej okręgówki upatrywano w Omedze Stary Zamość, Roztoczu Szczebrzeszyn czy w Gromie Różaniec. Bardziej od ekipy Kamila Droździela ceniono też Victorię Łukowa/Chmielek. Wartości Huczwy nie podniosło też zamieszanie na ławce trenerskiej, gdy okazało się, że na kilka dni przed rozpoczęciem rozgrywek wyjechał za granicę Jacek Iwanicki. Wyjechał – dodajmy, powiadamiając o tym fakcie zszokowanych piłkarzy i członków zarządu dosłownie w ostatniej chwili.
Decyzja była szybka – zespół poprowadzi Kamil Droździel, który świetnie zna piłkarzy i ma odpowiednie doświadczenie.
– Mieliśmy naprawdę problem, więc choćby z tego powodu długo się nie zastanawiałem. Otrzymałem propozycję i bez większego wahania zgodziłem się. Czułem też, że mam wsparcie u chłopaków z drużyny. Dzisiaj już wiem, że był to słuszny wybór. Ja zawsze wychodzę z założenia, że kto nie spróbuje, ten nie wie – zdradza kulisy swojej decyzji Kamil Droździel.
Świeżo upieczony szkoleniowiec Huczwy nie musiał specjalnie martwić się presją, ponieważ w Tyszowcach nikt nie wymagał od drużyny walki o pierwsze miejsce.
– Znaleźliśmy się w dobrej sytuacji, ponieważ za faworytów uznawano Grom, Roztocze i Omegę. Przyznam się zresztą, że i ja myślałem podobnie. Nie krzyczeliśmy więc głośno, tylko robiliśmy swoje. Już po pierwszym meczu z Victorią, wygranym 4:1, wiedziałem jednak, że jesteśmy mocni – mówi następca Jacka Iwanickiego. – Drużyna od razu złapała ducha bojowego, frekwencja na treningach była niezła, więc można powiedzieć, że od pierwszego spotkania byliśmy na fali. Kiedy ze względu na dwuzmianową pracę nie mogłem prowadzić zajęć, to zastępował mnie Przemek Sioma albo Stasio Anioł, więc organizacyjnie mieliśmy wszystko dopięte.
Więcej w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze