granica

Czego się nie robi, aby uniknąć odsiadki. Pewien obywatel Ukrainy właśnie z tego powodu kilkakrotnie zmieniał swoje dane osobowe. I migał się przed zatrzymaniem, ale tylko do czasu...

Chciał przekupić strażnika granicznego, oferując mu 200 zł. Funkcjonariusz z przejścia w Dołhobyczowie się na łapówkę nie skusił, a Ukraińca próba korupcji będzie sporo kosztowała.

Prawie 2,5 tysiąca papierosów przejęli strażnicy graniczni i celnicy z kolejowego przejścia w Hrubieszowie. Kontrabandę znaleźli w podwoziu pociągu, który do Polski przyjechał z Ukrainy.

Aby wjechać do Polski, musieli mieć pieniądze. I mieli, tyle że fałszywe. Dwoje Ukraińców, którzy we wtorek (13 sierpnia) przekraczali granicę w Zosinie stracili podrabianą gotówkę.

Dwóch nielegalnych migrantów z Turcji i dwie osoby, których zadaniem było przetransportowanie ich w głąb Europy, zatrzymali pogranicznicy w Rudzie Żurawieckiej. Wpadł też główny organizator całej eskapady

Polska to nie jest dla nich kraj docelowy. Wędrują do Europy Zachodniej. Tym razem pięciu nielegalnym imigrantom się nie udało.

Obydwie kobiety chciały wjechać do Polski przez przejście graniczne w Hrebennem. Jedna 29 lipca, druga dzień później. Obie próbowały wręczyć celnikom łapówkę. Celnicy okazali się nieprzekupni.

Miał w aucie pistolet kaliber 4 mm i pięć sztuk amunicji, ale nie miał wymaganych zezwoleń, by tę broń i amunicję przewieźć przez granicę. Ukrainiec wpadł w Hrebennem.

Trzy transporty nielegalnych papierosów przejęli w ostatnich dniach celnicy z przejścia granicznego w Hrebennem.

Prawie 15 kilogramów bursztynu próbował nielegalnie wwieźć do Polski obywatel Ukrainy. Wpadł na przejściu granicznym w Dołhobyczowie, gdy celnicy znaleźli jego skrytkę na jantar.

Myślał, że wszystko można załatwić za pieniądze. Przeliczył się. Bo funkcjonariusz Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej z Dołhobyczowa okazał się nieprzekupny. 51-letni Ukrainiec musi się liczyć z karą.

Likwidacja odpraw pieszych i rowerzystów w Dołhobyczowie stała się gwoździem do trumny dla lokalnych biznesów.

Aby wjechać do naszego kraju, musiał mieć gotówkę na pokrycie kosztów utrzymania w Polsce. I miał. Tyle, że dolarami, z którymi Ukrainiec przekraczał granicę w Dołhobyczowie, płacić by się nie dało. Bo były fałszywe.

Samochody zostały skradzione w Niemczech, a później rozłożone na części. W takiej formie miały wyjechać na Ukrainę. Nie wyjechały.

Gdyby towar był oryginalny, jego wartość sięgnęłaby ok. 120 tys. zł. Ale najprawdopodobniej nie był. Ukrainiec, który jechał do Polski ze sporym transportem podróbek, stracił wszystko. Musi się też liczyć z dodatkowymi konsekwencjami.