Funkcja tej instytucji jest dość nietypowa. Ośrodek dba o to, żeby pijani ludzie nie umierali na ulicach (np. zimą) oraz aby mogli "dojść do siebie" w godnych warunkach, pod opieką lekarzy. W nagłych wypadkach takim podopiecznym udzielane są: pierwsza pomoc oraz – jak zapisano w statucie ośrodka – świadczenia sanitarno-higieniczne. Podopieczni ośrodka są także informowani (już po wytrzeźwieniu) o szkodliwości picia alkoholu, a osoby uzależnione nakłaniane są do poddania się leczeniu odwykowemu. Przez niektórych z nich jest to jednak odbierane nieprzychylnie, wręcz wrogo. Także dlatego zamojska "wytrzeźwiałka" nie jest instytucją przez wszystkich kochaną.
Ośrodek pracuje jednak wytrwale i całodobowo przy ul. Majdan 10 w Zamościu. Pracy mu nie brakuje. Każdego roku trafiają tam tysiące osób (w ub. roku było ich ponad 2,5 tys.) z Zamojszczyzny oraz powiatu krasnostawskiego.
Wśród nich są rekordziści. Niejaki Marian M. trafiał tam aż 25 razy w ciągu kilkunastu miesięcy. W 1997 r. zdobył sobie tym rozgłos. O wielu innych pensjonariuszach także pisała prasa. Tak było np. w przypadku pijanej kobiety (w wydychanym powietrzu miała ponad 2 promile alkoholu), która w październiku, wraz z 9-miesięczną córeczką przebywała w jednym z zamojskich barów. Ktoś zawiadomił o tym policję. Podczas interwencji funkcjonariuszy na miejsce dotarł ojciec niemowlęcia. Był podpity. W tej sytuacji matka została odwieziona do Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych, a niemowlę – pod opiekę rodziny zastępczej. To było chyba jedyne, rozsądne rozwiązanie.
Jednak nie wszystkie samorządy chcą, aby ich obywatele korzystali z usług dawnej Izby Wytrzeźwień. – A to przecież na wójtach spoczywa obowiązek zabezpieczenia bezpieczeństwa obywatelom. Dotyczy to także ludzi, którzy są pod wpływem alkoholu – podkreśla Andrzej Kargol, dyrektor zamojskiego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych.
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze