W październiku 2010 roku wówczas 12-letni Michał z podtomaszowskiej wsi stanął prawą stopą na gwóźdź. Rodzice chłopca zawieźli go do szpitala w Tomaszowie Lubelskim. Lekarka, która udzielała Michałowi pomocy podeszła do sprawy rutynowo. Opłukała ranę octeniseptem, opatrzyła ją, zaleciła codzienną zmianę opatrunku i kontrolę w poradni chirurgicznej po 3 dniach.
Niegroźna rana, okazała się groźna. Następnego dnia chłopak zaczął gorączkować. Bolała go stopa. Lekarze zdecydowali się przyjąć go na oddział chirurgii. Na stopie pojawił się bowiem ropień i doszło do infekcji. W szpitalu nastolatek przebywał tydzień. W tym czasie dwukrotnie przeprowadzono zabieg oczyszczania rany oraz nacięcia ropnia w znieczuleniu ogólnym. Zastosowano antybiotykoterapię.
Po tygodniu pobytu lekarze uznali, że stopa jest już na tyle wyleczona, że pacjenta wypisali do domu. Tymczasem kilka dni później Michał zaczął znowu uskarżać się na ból, ponownie dostał gorączki, a stopa znowu spuchła. Ostatecznie trafił do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie z powodu gorączki, obrzęku i bólu stopy. Tam dopiero wyleczono zakażenie.
Więcej o sprawie przeczytasz w papierowym wydaniu "Kroniki Tygodnia"
Napisz komentarz
Komentarze