Słowa mają ogromną moc. Od zawsze. Przewrotne to, bo przecież żyjemy w czasach, w których połowa dorosłych Polaków nie czyta książek. Za to popisać sobie lubi już bardzo wielu. Obawiam się nawet, że zachodzi pewna zasada odwrotnej proporcjonalności – czym mniej czytamy, tym więcej komentujemy. Negatywnie oczywiście, bo skoro w życiu się nie ułożyło (oczywiście bez naszej winy), to innym nie ma prawa być lepiej. Nie od rzeczy jest fakt, że jako naród jesteśmy potwornie podzieleni. I pozwalamy się dzielić. W imię rozliczenia historii, poglądów czy poczucia sprawiedliwości. Zaczyna się oczywiście od polityki, ale sport wyjątku niestety nie stanowi. Nie potrafimy tak jak inne nacje wspólnie cieszyć się sukcesami. U nas zawsze pod dostatkiem jest frustratów, dla których Robert Lewandowski jest "drewniakiem", a Robert Kubica "kaleką". Nie wiem, czy hejt jest narodowym sportem Polaków, ale z pewnością uprawia go większa populacja niż ta licząca wszystkich sportowców razem wziętych. Najlepszym wyjściem byłoby potraktowanie wszystkich tego typu wpisów ciepłym strumieniem, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdego na to stać. To w sumie normalne, bo nie każdy machnie ręką, gdy się na niego anonimowo pluje. Zalecałbym mimo wszystko zaniechanie reakcji odwetowych. Bo jeżeli odetniemy wszelkim hejtującym troglodytom tlen, to będą musieli poszukać innych form rozładowywania frustracji. Kto wie, może nawet zaczną czytać książki? A wówczas nie mieliliby już potrzeby pisania.
Napisz komentarz
Komentarze