W latach 1966-1988 przemierzył tysiące kilometrów po drogach Polski i świata. Jako pilot siedział u boku najlepszych polskich kierowców rajdowych. Nigdy się nie bał, bo Błażej Krupa, z którym sięgał po najwyższe laury i jeździł najdłużej, obiecał jego mamie, że nic mu się nie stanie. Piotr Mystkowski mieszka w Zamościu. Już się nie ściga, ale co roku razem z Błażejem Krupą jeździ do Pragi Czeskiej na rajd Praha Revival.
Nowy Rok, 1945, Kraków. Piotr Mystkowski przychodzi na świat. Jego ojciec – Paweł, powstaniec warszawski, przebywa wówczas w obozach jenieckich.
Po przejściu frontu, matka wraca z kilkumiesięcznym synem do zrujnowanego mieszkania na Saskiej Kępie w Warszawie. Z obozu powraca też ojciec. Zaczyna się powojenna codzienność, praca, szkoła...
– Na Saskiej Kępie były trzy szkoły: męska, żeńska i nijaka. Chodziłem do tej trzeciej, koedukacyjnej, do Prusa. Patronem męskiej był Mickiewicz, żeńskiej Maria Curie- Skłodowska. W dziesiątej klasie dyrektor zafundował wszystkim kurs prawa jazdy – wspomina Piotr Mystkowski.
Z jazzu w pilotaż
W świat fotografii wciągnął go ojciec. Fachu nauczyli koledzy ojca, m.in. Franciszek Myszkowski – specjalista od fotografii teatralnej.
– Ojciec przyjaźnił się z Adamem Kaczkowskim, ojcem redaktora Piotra Kaczkowskiego z radiowej Trójki. Razem jeździli po Polsce, robili zdjęcia do pocztówek. Zacząłem współpracę z Polską Federacją Jazzową. W czwartki jazzu słuchało się w mieszkaniu przy Senatorskiej – wspomina pan Piotr.
Tam poznał Krzysztofa Wojciechowskiego. Od słowa do słowa Krzysztof przyznał się, że ściga się w rajdach z Januszem Kiljańczykiem.
– Poznałem Kiljańczyka. Zaprosił mnie na wyścig. Robiłem trochę zdjęć i zaproponował mi przyjście do klubu. Nie miałem jednak samochodu. Rodziców nie było na niego stać. Zostałem sędzią rajdowym. Kiljańczyk zaproponował, że pożyczy mi autko i pojedziemy na rajd, gdzie można zrobić pół licencji. Drugie pół licencji zrobiłem z Jurkiem Bachtinem. Po dwóch rajdach dostałem licencję i zostałem pilotem – opowiada Piotr Mystkowski.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze