Nasi przodkowie wierzyli, że śmierć człowieka może zapowiadać dziwne zachowanie zwierząt. W 1830 r. Jerzy Gołębiowski w swojej książce "Lud polski, jego zwyczaje i zabobony" zanotował: "Pies na łańcuchu gdy w nocy wyje, śmierć jednego sprzątnie z domu, albo wojnę to znaczy". Złą wróżbę stanowiło szczekanie psa z pyskiem zwróconym ku ziemi. Niechybną śmierć jednego z domowników wróżyło natomiast, gdy konie kopały kopytami w okolicy domów.
Sowy natomiast wprost uważano za "posłańców śmierci". Bacznie obserwowano zachowanie tych ptaków.
Pójdź, pójdź!
"Gdy sowa w nocy przeleci nad domem i nad nim zakrzyczy lub usiądzie na drzewie i stąd zakrzyczy, albo zakwiczy, jedna z miejscowych osób pójdzie na tamten świat" – pisał Adam Fischer w swoim opracowaniu z 1921 r. pt. "Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego". "Bo sowa ją woła do siebie słowy: pójdź, pójdź! (...). W Zamojskiem i Hrubieszowskiem sowa puszczyk swoim śmiechem wyszydza (człowieka) i śmierć sprowadza słyszącym".
Symbolem nieszczęścia, śmierci i zniszczenia w wierzeniach ludowych były także kruki. Jak notowali kronikarze ich zła sława wynikała głównie z "czarnego upierzenia, przykrego i smutnego głosu oraz żywienia ścierwem". Uważano, że kołując nad wybranym człowiekiem wołały one do niego złowieszczo i złośliwie: trup, trup! Skrzeczenie srok przy oknach, także uważano za zły omen. Nie tylko. "W Krynicach w Tomaszowskiem, gdy ma dzieciom umrzeć matka, kura zapieje głosem koguta (...)" – czytamy w jednej z XIX-wiecznych relacji.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze