To właśnie polityka nierzadko decyduje, kto może organizować imprezy sportowe, a komu należy odebrać prawa organizacji (np. parę lat temu chciano pozbawić Białorusi organizacji mistrzostw świata w hokeju na lodzie, bo Łukaszenka to wielki fan hokeja i taka sankcja by go zabolała). To właśnie polityka kreuje losowanie rozgrywek piłkarskich (Rosja z Ukrainą grać w fazie grupowej Euro nie może, a co będzie, jeśli obie reprezentacje spotkają się w finale?). Politycy dzielą na sport nie swoje pieniądze wedle własnych korzyści "wyborczych". I za pieniądze podatników lansują się w przededniu wyborów, wręczając na stadionach trofea i sprzęt sportowy, nawet jeśli ich dotychczasowe związki ze sportem nikomu szerzej nie były znane. Albo przyklejają się do imprez sportowych, fundują cokolwiek (nie za swoje, a jakże!) i skutecznie nakłaniają organizatorów do przemianowania rozgrywek (Puchar Posła, Burmistrza, Wójta itd.). Bywa, że politycy sportowcom tylko obiecują, a po wyborach o tym całkowicie zapominają albo działają zgodnie z dewizą znaną z taśm od "Sowy i Przyjaciół", że "trzeba słuchać ludu, obiecać mu czego oczekują, a potem wygaszać oczekiwania".
Był niegdyś taki kandydat na burmistrza Zwierzyńca, który na pytanie środowiska piłkarskiego tej miejscowości o budowę stadionu odpowiedział, że za "jego czasów" grało się w piłkę na trocinach, to piłkarze Sokoła także mogą. Inny kandydat uważa, że w ogóle nie należy dotować z budżetu miasta "zabawy w sport", ale jednocześnie aktywnie działa w partii, która corocznie przekazuje z kieszeni podatników grube miliony na utrzymanie muzeów i kulturę narodu oskarżającego Polskę o udział w Holokauście. Noworoczne postanowienie: patrzeć uważniej na działania polityków właśnie pod kątem sportu i wtrącać się do polityki!
Napisz komentarz
Komentarze