To było kilka tygodni temu. Marek Knysz z Honiatyczek (gm. Werbkowice) postanowił zabrać na spacer swoich dwóch czworonożnych pupilów. Tajfun i Śruba poczuli wolność, biegając po polu w tę i z powrotem. Pan Marek nie spuszczał ich z oczu. Ale w pewnym momencie coś go zaintrygowało. To były kawałki kości w kolorze zbliżonym do beżowego, które leżały na zaoranym jesienią polu. Przystanął i zaczął przyglądać się znalezisku.
– Myślałem, że to końskie albo bydlęce – wspomina nasz rozmówca. – Zacząłem kijem rozgrzebywać z wierzchu ziemię.
To ludzkie kości!
Wygrzebywane stopniowo pojedyncze zęby nie świadczyły jeszcze o niczym, ale gdy wyciągnął fragment żuchwy, to nie miał już żadnych wątpliwości. – To były ludzkie kości! – mówi mieszkaniec Honiatyczek.
Wystarczyły kilka dni intensywnych opadów, by na powierzchni jego zaoranego jesienią pola ujawniły się liczne, rozdrobnione kości w trzech wyraźnych skupiskach. A że nie były to szczątki zwierzęce, tylko ludzkie, pan Marek postanowił ten fakt komuś zgłosić. – W pierwszej chwili pomyślałem, że może ktoś zginął na tym polu podczas wojny – wspomina nasz rozmówca.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze