Podporucznik rezerwy Tadeusz Borkowski został powołany na ćwiczenia już w czerwcu 1939 roku. Kilka tygodni po tym jak 19 maja urodziła się jego córka Halina.
– Przyjechał jeszcze 19 czerwca na mój chrzest. I potem na krótko przed wybuchem wojny, z całym ekwipunkiem wojskowym, którego nie można było rozpakować. Oczywiście tego nie pamiętam, ale zachowało się zdjęcie. Ojciec siedzi na furmance w mundurze, a mama, kuzynka i babcia żegnają go. Na odwrocie tej fotografii babcia napisała: "Tadzio odjeżdża" – mówi Halina Padjas ze Zwierzyńca.
Jego 44 pułk piechoty w składzie 13 Kresowej Dywizji Piechoty ulokowano w rejonie nadgranicznym w Bydgoszczy. Następnie po rozpoczęciu działań wojennych przerzucono w rejon Spały. Po trudnych walkach z Niemcami dywizja znalazła się w rejonie Chełma, a stamtąd skierowano ją do walk pod Tomaszowem Lubelskim. Część oddziałów przedzierając się przez niemieckie okrążenie, wpadła w ręce Sowietów. Był wśród nich też Tadeusz Borkowski awansowany na polu walki na porucznika. Początkowo był przetrzymywany w obozie przejściowym w Szepietówce, potem trafił do obozu jenieckiego w Kozielsku. Do żony przesłał list i buty. Do jednego z nich, pod zelówkę, włożył karteczkę, na której ołówkiem chemicznym napisał "Ratuj życie". A potem ślad się urwał.
– Wcześniej, tato w połowie września zdołał jeszcze zadzwonić do mamy z Kwasiłowa Czeskiego miejscowości pod Równem – mówi pani Halina.
Miłość na praktykach
Tadeusz Borkowski urodził się 28 czerwca 1913 roku w folwarku Jaski koło Radzynia Podlaskiego. Jego ojciec Aleksander był leśnikiem w miejscowych lasach. Na leśnika postanowił wykształcić też swego syna. Posłał go do czteroletniej Państwowej Szkoły Rolniczej w Białokrynicy, oczywiście na wydział leśny.
W roku szkolnym 1932/1933 Tadeusz odbywał praktyki szkolne w gospodarstwie leśnym inż. Stefana Gulanickiego w majątku Wiśniowiec-Łozy w powiecie krzemienieckim. Tam też pracował jako leśnik Roman Głazowski. Tadeusz Borkowski poznał jego córkę Danutę, która na co dzień pracowała w przedszkolu w Krzemieńcu. Młodzi zakochali się w sobie.
– Jakiś czas temu, moja córka przez przypadek znalazła na strychu domu ich listy miłosne. Rozpoczynają się w 1934 roku słowami "Wielce Szanowna Pani", aby dwa lata później przejść na bardziej bezpośrednie "Najukochańsza Danusiu", "Złota Danusiecko". To piękne listy, pierwsza i ostatnia litera taka sama, wykaligrafowana – wzrusza się pani Halina.
O losach trudnych losach rodziny Borkowskich przeczytaj w papierowym wydaniu "Kroniki Tygodnia"
Jeśli chcesz podzielić się z nami swoją historię rodzinną napisz do autora [email protected] lub zadzwoń (84) 62 70 011
Napisz komentarz
Komentarze