W połowie lat 70. było całkiem odwrotnie niż dzisiaj. Chętnych do grania było wielu, bo piłka nożna w małych miejscowościach była jedną z nielicznych atrakcji. Wiele do życzenia pozostawiał natomiast stan murawy na boiskach, zaplecze socjalne i transport. Za toaletę służyły pobliskie strumienie i sadzawki, potrzeby trzeba było załatwiać pod chmurką, bo przy boiskach zwykle nie było wygódek, a podróżowało się, czym tylko mogło. Zespoły jeździły na mecze w warunkach, na jakie dzisiaj nikt nie wyraziłby zgody.
– Podróżowaliśmy ciągnikiem. Na przyczepie ustawialiśmy krzesła. Nikt nie narzekał, gdy zmokliśmy lub zmarzliśmy na tej przyczepie. Później wynajmowaliśmy nysę. Samochód był zwykle przepełniony. Zdarzyło się kiedyś, że złapaliśmy gumę. Auto się przewróciło. Musieliśmy wybić szybę, żeby wydostać się z pojazdu – wspomina pochodzący z Czermna (gm. Tyszowce) Tadeusz Lizut, grający w 1976 r. w Huczwie Tyszowce, w klasie C, później długoletni dyrektor OSiR w Zamościu, a obecnie radny miejski i zamojski menedżer sportu.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze