Pierwsza rzecz, to scena, która najpierw obiegła polski Internet, a później wszystkie główne wydania serwisów informacyjnych. Oto na wycieczce w zamojskim zoo, tatuś wsadza dziecko do wybiegu dla surykatek, bawiąc się przy tym w najlepsze. Zaiste, niezgłębione są pokłady ludzkiej niekumacji. Nie dalej, jak parę tygodni wcześniej, sam byłem w ogrodzie zoologicznym z rodziną na wycieczce, i widziałem, jak pod okiem mamusi, dorastająca córa pcha paluchy prze siatkę, za którą baraszkują w najlepsze... wilki. Cała wataha! Mało co jest już w stanie mnie już zaskoczyć, przynajmniej w zoo. Co innego w polityce, zwłaszcza tej lokalnej, bo w ogólnopolskiej sprawy są przewidywalne, co najmniej jak bisy Kultu. Tymczasem, czytam sobie w lokalnej prasie, że prezydent Zamościa, Andrzej Wnuk, człowiek, którego poznałem, kiedy szefował gazecie, którą teraz Państwo czytacie, a ja w tym czasie próbowałem nieśmiało dorabiać wierszówką na wakacjach w trakcie studiów, tenże właśnie Wnuk Andrzej, został pozbawiony przez Prawo i Sprawiedliwość prawa do chodzenia po ulicy ze znaczkiem partii w marynarce oraz wykorzystywania symboli graficznych partii w ramach lansowania swojego wizerunku. Innymi słowy, został przez partię Jarosława Kaczyńskiego wyrzucony poza nawias, choć nigdy partii nie był członkiem. I tu właśnie jest całe clou sprawy. Bo to, że Andrzej Wnuk przyklei się do PiS-u na dobre, było dla mnie w ogóle nie do pomyślenia.
Owszem, nie przeczę, znam człowieka słabo. Mam jednak w sobie pewną taką cechę, która pozwala mi dokonywać trafnych wyborów względem ludzi. Po paru rozmowach wiem, czy ktoś jest fajny czy słaby. I pamiętam jak dziś, że Andrzej Wnuk był fajnym kolesiem jako naczelny. Gadaliśmy o muzyce. Nadawaliśmy na podobnych falach. Aż tu nagle, pstryk, przed wyborami dowiaduje się, że startuje na prezydenta z poparciem PiS-u. Że to mądry koleś, to wiedziałem, ale żeby od razu z PiS-em? Coś tu śmierdzi. Pytanie tylko, czy partia zaczęła panu prezydentowi już brzydko pachnieć (co zrozumiałe), czy pan prezydent partii, bo mimo że wjechał nań do ratusza, nie chciał się zaprząc do partyjnego woza w charakterze konia, gdzie bat dzierżyłby zamojski poseł z wąsem. Jak znam Andrzeja Wnuka, a znam słabo, to czuję, że za ciasno mu było w tej pisowskiej dżokejce. I bardzo dobrze, panie prezydencie. Partie, te czy inne, są już mocno demode. Pan się nie boi i idzie prosto!
Napisz komentarz
Komentarze