Co robią bobry? – Podgryzają drzewa i budują tamę na rzece – mówi Anna Sawiniec, sołtys miejscowości Cześniki-Kolonia w gm. Sitno. – Zarówno gmina, jak i Nadzór Wodny w Hrubieszowie wiedzą, że czasami dają rolnikom popalić.
Rzeka Sieniucha, która tędy płynie, znajduje się pod nadzorem Wód Polskich, drogą powiatową z Jarosławca do Kotlic, przy której żyją bobry, opiekuje się Zarząd Dróg Powiatowych w Zamościu.
Bobry nie przepuszczą
– One nie czynią na razie szkód w pasie drogowym, ale w zeszłym roku zrobiły sobie siedzibę wewnątrz przepustu i musieliśmy interweniować, bo przepust był niedrożny – mówi Piotr Kuter, dyrektor ZDP w Zamościu.
Po dopełnieniu formalności, drogowcy założyli przenośne kraty po obu stronach przepustu i skończył się problem. Gdy krata się zapcha, to się ją czyści i zakłada z powrotem na swoje miejsce.
Przepust jest drożny, ale okoliczne łąki dalej są zalewane.
- Czytaj też: Hrubieszów: "Rubienalia" tym razem w czerwcu! Zagra finalistka Twoja twarz brzmi znajomo
Bóbr nie ma naturalnego wroga, dlatego jego populacja nie jest regulowana, może się swobodnie rozmnażać i... wyrządzać szkody w rolnictwie. Największe szkody pod względem kosztów wyrządza w stawach hodowlanych. Jeśli nie ma możliwości zbudowania żeremia, tworzy je w groblach, a to może doprowadzić do przerwania wałów.
Wańka-wstańka
O tym, że to duży problem dobrze wiedzą władze Miączyna. – Kilka dni temu w Miączynie pogłębiliśmy rów, bo przez bobrze tamy zalewane były pola uprawne i łąki – mówi Ryszard Borowski, wójt gminy Miączyn. – Bobry odbudowały się szybciej, niż by się kto spodziewał. Jesteśmy bezradni. Tak jest w Miączynie, Horyszowie, Kotlicach. Bobry to duży kłopot.
Władze samorządowe wraz z sołtysami zwrócili się do właścicielek działek rolnych, przez które przebiegają rowy melioracyjne o ich bieżącą konserwację poprzez wycinanie i uprzątniecie drzew i krzewów. „Pędy wierzby, łozy, odrosty topól i łyko drzew jest to baza pokarmowa dla bobra europejskiego. Usuwanie ww. drzew krzewów rosnących w rowach może przyczynić się do zmniejszenia populacji bobra, który budując tamy i kopiąc nory przyczynia się do powstawania szkód w rolnictwie” – czytamy w ogłoszeniu.
Bobry dają popalić również w Gdeszynie (gm. Miączyn), Latyczynie (gm. Radecznica), Iłowcu (gm. Skierbieszów), gdzie urządziły sobie tamę pod mostem, a także wielu innych miejscowościach.
Syzyfowe prace
Jak mówi Jarosław Kowalczyk, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej PGW Wody Polskie w Lublinie, walka z będącymi pod ochroną bobrami to syzyfowa praca. – Za każdym razem, gdy chcemy rozebrać tamę spiętrzającą wodę czy ściąć nadgryzione przez bobry drzewo, które chyli się ku upadkowi, musimy występować o pozwolenie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska – wyjaśnia Jarosław Kowalczyk. – To nie koniec, bo jeśli otrzymamy zgodę i rozbierzemy tamę, to na drugi dzień jest już nowa – większa i potężniejsza. Populacja bobra rośnie. Musimy działać z literą prawa tak, aby był wilk syty i owca cała.
Jak się nam udało dowiedzieć, do RDOŚ w Lublinie w ub. roku wpłynęły 52 wnioski o wydanie zezwolenia na rozebranie tam wybudowanych przez bobry, natomiast w tym roku (stan na 11 maja) – 32 wnioski.
Liczebność bobra europejskiego w województwie lubelskim została oszacowana na na koniec ub. roku na 10 407 osobników. Lwia część tych gryzoni żyje na Zamojszczyźnie. Jak wynika z danych zamojskich myśliwych, w obwodach łowieckich zinwentaryzowanych jest ponad 500 stanowisk bobrzych, w których może mieszkać łącznie blisko 3 tys. sztuk zwierząt (bobry żyją w rodzinach, w jednej może być od 4 nawet do 10 osobników).
Państwo płaci
W zeszłym roku na całej Lubelszczyźnie bobry narobiły szkód na ponad 960 tys. zł, rok wcześniej było to ponad 1 mln zł, a w 2019 r. – jak nas poinformowała rzeczniczka prasowa RDOŚ w Lublinie Aleksandra Woźniak-Figurska – Skarb Państwa musiał wypłacić łącznie ponad 1,5 mln zł tytułem odszkodowań.
Zezwolenie na odstrzał redukcyjny w miejscach, w których bobry powodują znaczne szkody, może wydać dyrektor RDOŚ. – Co z tego, że w zeszłym roku dostaliśmy zgodę na odstrzał 160 sztuk bobrów, skoro nikt nie chce się podjąć tego zadania – żali się wójt Miączyna.
Myśliwi nie umywają rąk, ale twierdzą, że to nie jest takie proste jakby się mogło wydawać. – Czasem trzy noce trzeba poświecić na to, żeby odstrzelić jednego bobra, a przecież myśliwi nie zajmują się tym zawodowo – mówi zamojski łowczy okręgowy Wojciech Adamczyk.
Jego zdaniem, przepisy powinny być doprecyzowane zarówno co do kosztów prowadzonych odstrzałów, jak i późniejszego zagospodarowania bobrzego mięsa.
Rolnicy mają do bobrów anielską cierpliwość, ale podkreślają, że wszystko ma swoje granice.
Napisz komentarz
Komentarze