Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. odprawioną w kościele pw. WNMP w Biłgoraju. Następnie odbył się koncert patriotyczny w wykonaniu Orkiestry Wojskowej Warszawskiego Garnizonu Warszawa w Lublinie. Tuż po nim zgromadzeni przejechali do lasu na Rapach, gdzie przy Pomniku Zamordowanych Partyzantów złożono wieńce i zapalono znicze. Był również apel poległych i salwa honorowa.
Wszystkich zgromadzonych witał prezes biłgorajskiego oddziału ŚZŻAK Tomasz Książek. – My Polacy popełniliśmy wielki błąd historyczny. Byliśmy naiwni twierdząc, że prawda o II wojnie światowej, jej agresorach i stratach polskich jest tak oczywista i jednoznaczna. Myśleliśmy, że nikt nigdy nie będzie jej kwestionował. Niestety okazało się inaczej. Dziś prawa jest mordowana. Zmienia kata w ofiarę, a ofiarę w kata. Prawda o II wojnie światowej przegrywa – mówił. Dodał, że wojna niemal każdej polskiej rodzinie zabrała kogoś bliskiego.
Tragiczne losy partyzantów przypomniał Jerzy Nizio, syn Franciszka Nizio pseudonim "Jagoda", uczestnika bitwy pod Osuchami. W Rapach zginął jego wujek – Józef Nizio. 4lipca 1944 roku z budynku przy obecnej ul. Wandy „Wacek” Wasilewskiej o świcie wyprowadzono partyzantów, którzy następnie zostali brutalnie zamordowani w lesie na Rapach. Przytoczył, że przed brutalną zbrodnią partyzancki przez dziewięć dni byli maltretowani i bici. – Wczesnym rankiem przed budynek w którym znajdowali się partyzanci podjechały ciężarówki i załadowano do nich 60 partyzantów powiązanych po pięciu drutem telefonicznym. Nikt nie wiedział w którym kierunku udają się. Trzem udało się uciec, zginęło dwóch – mówił. Dodał, że mieszkańcy nie wiedzieli co stało się z ich bliskimi. Pojawiły się informację, że zginęli oni za przynależność do band.
Jerzy Nizio wspomniał, ze 24 lipca już żadnego zbrodniarza nie było w miesicie, ponieważ musieli uciekać przed sowieckiemu naporem. 2 sierpnia natknięto się na dziwnie wyglądające miejsce w okolicy Biłgoraja, w lesie. Wśród młodnika zauważono więdnące sosenki. Na głębokości dwóch metrów, w dołach śmierci, znaleziono ciała. Dodał, że wśród osób, które przybyły ekshumować zwłoki był jego ojciec i ciotka. Niestety zabitych nie udało się rozpoznać po twarzach. – Ojciec rozpoznał brata po ubraniu i znaku szczególnym – bliźnie po postrzale – wspominał. Wszyscy pomordowani mieli podobne obrażenia z których wynikało, że przeszli tortury. Wielu zostało pochowanych żywcem. Inni otrzymali strzał w plecy. – Pamiętajmy o tych ludziach, którzy zginęli śmiercią męczeńską. To obrońcy naszej ziemi, oni walczyli o cywili. Musimy o nich pamiętać, oddawać im hołd i przekazywać to kolejnym pokoleniom – mówił.
Napisz komentarz
Komentarze