22 marca podczas czynności poszukiwawczych kryminalni z zamojskiej komendy policji wraz ze strażakami z Ochotniczej Straży Pożarnej w Sułowie, przeczesując koryto rzeki Łabuńki od mostu przy ul. 1-go Maja w Zamościu w kierunku jej ujścia do rzeki Wieprz, na wysokości miejscowości Bortatycze odnaleźli zaczepione o drewniany kołek ciało mężczyzny.
– Niestety, potwierdziła się jedna z hipotez, którą zakładaliśmy w związku z zaginięciem mieszkańca Zamościa – poinformowała Dorota Krukowska-Bubiło, rzeczniczka prasowa zamojskiej policji.
To było jego ciało. Wstępnie wykluczono udział osób trzecich.
Jak kamień w wodę
Jak ustalono podczas śledztwa, pan Konrad wyszedł z domu 20 stycznia wieczorem i ze znajomymi udał się na zamojską starówkę. Najpierw w kilka osób bawili się w pubie Warka przy ul. Bazyliańskiej, a następnie przenieśli się do klubu Broadway przy ul. Peowiaków. Z lokalu wyszli około godz. 3 w nocy.
38-latek ostatni raz był widziany 21 stycznia po godz. 3 nad ranem na parkingu przy dawnym PZU na ul. Partyzantów, a następnie poszedł prawdopodobnie w kierunku ul. Okopowej. A że nie powrócił do domu i nie nawiązał kontaktu z rodziną, znajomi zamieścili w mediach społecznościowych post z wizerunkiem zaginionego i prośbą o pomoc w jego odnalezieniu, a następnie matka powiadomiła policję o zginięciu syna. To było 23 stycznia. Od tego momentu mundurowi przez dwa miesiące prowadzili akcję poszukiwawczą. Użyto też psa służbowego, sprawdzano miejsca, którymi mógł się przemieszczać, analizowano zapisy nagrań z monitoringów i kontakty zaginionego z rodziną i znajomymi. Do poszukiwań użyto drona, zaangażowany był również śmigłowiec, a także sonar i łodzie, bo jedna z hipotez zakładała, że zamościanin mógł utonąć. I ta hipoteza potwierdziła się 22 marca.
Ciało mężczyzny – decyzją prokuratora – zabezpieczono do dalszych badań.
Sam wpadł do rzeki
Prokuratura Rejonowa w Zamościu prowadziła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci pana Konrada. Ustalono, że mężczyzna mieszkał z matką i utrzymywał się z prac dorywczych. Nie miał wrogów, z nikim nie był skonfliktowany. Nie nadużywał też alkoholu i nie leczył się psychiatrycznie. Jego pobyt w obu zamojskich lokalach przebiegał spokojnie. Pili alkohol, ale ani on, ani jego koledzy nikogo nie zaczepiali, nie doszło do żadnych sprzeczek czy zatargów. Po opuszczeniu klubu Broadway, jeden z kolegów podprowadził pana Konrada do zaparkowanego samochodu, którym mieli wracać do domu, ale 38-latek do niego nie wsiadł. Na zabezpieczonym przez mundurowych monitoringu widać jak idzie ul. Okopową w stronę Starego Miasta, a następnie skręca w kierunku bulwarów nad Łabuńką.
- Przeczytaj też: Zabójstwo 16-letniego Eryka w Zamościu. Przełom w sprawie
Śledczy sprawdzili też informację, którą po ujawnieniu zwłok 38-latka trafiła do prokuratury i naszej redakcji. Jej autor sugerował, że w dniu zaginięcia 38-latek szarpał się na klatce jednego z budynków przy ul. Partyzantów (miał tam spotykać się wcześniej z wynajmującą mieszkanie kobietą) z nieznajomym. – W toku śledztwa nie potwierdzono tej informacji – informuje Jarosław Rosołek, wiceszef Prokuratury Rejonowej w Zamościu.
Dodaje, że nikt z rodziny i znajomych nie potwierdził, by 38-latek kogokolwiek z tego bloku znał. Rozpytani mieszkańcy wskazanego budynku nie widzieli tam ani 20, ani 21 stycznia pana Konrada, nikt też nie słyszał o żadnej szarpaninie na klatce.
Na ciele denata nie ujawniono żadnych śladów walki czy obrażeń wskazujących na udział osób trzecich. Biegły wskazał, że przyczyną zgonu było gwałtowne uduszenie przez utonięcie. Według śledczych, znajdujący się pod wpływem alkoholu (prawie 2 promile) i działaniem marihuany mężczyzna mógł przez nieuwagę lub utratę równowagi wpaść do koryta rzeki i utonąć. Dlatego śledztwo zostało 31 października umorzone.
Gdy powstawał ten artykuł, postanowienie prokuratury nie było prawomocne.
Napisz komentarz
Komentarze