Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 18:34
Reklama Baner reklamowy firmy WODBET
Reklama

Pomaganie mam w genach. Rozmowa z Bogusławem Hassem

Z Bogusławem Hassem rozmawia Miłosz Kucharski z redakcji „PodŚwiatło”.
Bogusław Hass jest założycielem, prezesem i dyrektorem generalnym spółki Betasoap, która od ponad 30 lat jest wiodącym producentem mydeł i kosmetyków w kostce. W 1978 r. skończył I LO, a następnie Wydział Handlu Zagranicznego w Szkole Głównej Handlowej. Jest również absolwentem Wydziału Zarządzania
Bogusław Hass jest założycielem, prezesem i dyrektorem generalnym spółki Betasoap, która od ponad 30 lat jest wiodącym producentem mydeł i kosmetyków w kostce. W 1978 r. skończył I LO, a następnie Wydział Handlu Zagranicznego w Szkole Głównej Handlowej. Jest również absolwentem Wydziału Zarządzania w Biznesie Université du Québec à Montréal w Kanadzie, gdzie zdobył tytuł MBA.

Od wielu lat jest Pan fundatorem stypendium dla szczególnie uzdolnionej młodzieży naszej szkoły. Skąd pomysł, aby pomagać młodym ludziom w ich drodze naukowej?

– Pomysł jest autorstwa mojego przyjaciela, byłego nauczyciela, pedagoga oraz dyrektora I LO im. Jana Zamoyskiego w Zamościu – pana Zygmunta Kamińskiego. Kiedyś, przy dobrej herbacie w jego gabinecie, zapytał, co ja na to, aby utworzyć stypendium imienia mojego ojca Bolesława Hassa. Zwykle podejmuję decyzje szybko i tak oto przez kilkanaście lat stypendium funkcjonuje, niezależnie od zmian kadrowych w szkole, ponieważ zawsze celem stypendium byli, są i będą uczniowie I LO. Hołdując zasadzie, że każda pomoc się liczy, pomagam na tyle, ile mogę. Jakbym nie mógł w ten sposób, to bym pomagał w inny. Wszystkie ręce na pokład. Myślę, że to stypendium to rodzaj małej zachęty to tego, aby młodzi ludzie mogli rozwijać swoje zainteresowania. To wszystko.

Patronem stypendium jest Bolesław Hass, który przez niemal 20 lat był dyrektorem I LO, a prywatnie był pana ojcem. Czy to dowód wdzięczności lub uznania?

– I jedno, i drugie. Mój śp. tata przez ponad 40 lat pracował jako nauczyciel, wicedyrektor Technikum Mechanicznego oraz prawie ćwierć wieku swojego życia poświecił I LO. Kochał i rozumiał młodzież. Słuchając obecnie dosyć częstych opowieści na jego temat, jestem przekonany, że z wzajemnością. Moja śp. mama przez pół wieku pracowała jako pedagog oraz prezes Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, była między innymi współtwórcą Wioski Dziecięcej w Biłgoraju oraz wspomagała dzieci z rodzin patologicznych, m.in. poprzez organizowanie świetlic z dożywianiem dla dzieci oraz organizowała bezpłatny wypoczynek wakacyjny w ciekawych miejscach nad morzem i w górach w Polsce oraz miesięczne pobyty dzieci w domach niemieckich rodzin w okolicach Munster. Przez ostatnie 24 lata pracy nie brała żadnego wynagrodzenia. Z takim dziedzictwem chyba nie miałem innego wyjścia i musiałem się wpisać w rodzinne tradycje. Główne cele społecznej odpowiedzialności biznesu to dla mnie m.in. stypendia dla uczniów I LO oraz wsparcie rodzin, często matek, które opiekują się dziećmi niepełnosprawnymi, zarówno z Polski, jak i Ukrainy. Nie chcę, nie pretenduję i nie mam żadnych szans, aby konkurować z moimi śp. rodzicami w sprawie wspierania oraz edukacji dzieci i młodzieży w Zamościu. Nazwisko Hass w tym mieście będzie zawsze kojarzyć z moim śp. tatą Bolesławem i śp. mamą Heleną.

Wielu naszych rodziców czy dziadków to również absolwenci I LO. Niektórzy pamiętają dyrektora Bolesława Hassa i podkreślają, że był niezwykle oddany szkole i młodzieży. A jak to wyglądało z pana perspektywy? Czy w natłoku obowiązków zawodowych był jeszcze czas na budowanie relacji z synem?

– Oczywiście był i to od najmłodszych lat. Jako że moją pasją był sport w każdym wydaniu i dyscyplinie, tato zawsze mi w mojej pasji towarzyszył, a nawet osobiście do sportu zachęcał. W czasie kiedy uczęszczałem do Szkoły Podstawowej nr 8 w Zamościu na Karolówce, jeździliśmy na biegówkach na tzw. Zdanki obok dzisiejszego zalewu lub do przepięknego parku w centrum Zamościa. Później, gdy moje ciągle zmieniające się zainteresowania sportowe sprawiły, że zająłem się grą w tenisa ziemnego, woził mnie na turnieje tenisowe odbywające się poza Zamościem. Kibicował mi również jako zawodnikowi pierwszego zespołu piłkarskiego Hetman Zamość, w którym występowałem jako junior. Mieliśmy fantastyczne i koleżeńskie relacje do końca jego tak pięknego i owocnego życia. Jeżeli chodzi o znajdowanie czasu na to wszystko, to dzisiaj odpowiedziałbym, że potrafił efektywnie zarządzać czasem i nie marnował go na rzeczy drugorzędne…

Pan również zalicza się do grona absolwentów I LO. Czy czuję się pan szczególnie związany z tą szkołą? Jaką rolę odegrała w pana życiu?

– Mogę powiedzieć, że miałem przywilej być uczniem I LO w Zamościu, które w tamtym czasie plasowało się na czołowych miejscach najlepszych liceów w Polsce. Wszyscy uczniowie szkoły mieli możliwość uzyskiwać wiedze od ówczesnej zamojskiej elity nauczycieli i pedagogów. Decyzje podjęte wówczas przeze mnie zadecydowały w znaczący sposób o całym moim życiu zawodowym i w pewnej mierze również prywatnym.

Na stronie szkoły pana nazwisko widnieje w zakładce prymusi rocznik 1978. Możemy się domyślać, że był pan bardzo pilnym uczniem. Jak pracuje się na taki sukces?

– Nic podobnego! Myślę, że słowo „wszechstronny” bardziej by odpowiadało prawdzie. Dzisiaj nowe pokolenie nazywa ten fenomen „zachowywaniem właściwej równowagi pomiędzy pracą (nauką) i odpoczynkiem”. W moim przypadku oznaczało to głównie naukę i sport. Formalnie jest to jakiś sukces (notabene zdefiniowanie słowa „sukces” zajęłoby nam chyba kilka godzin), ale tak naprawdę to pierwszy krok lub zobowiązanie, aby tego „sukcesu” nie zmarnować. Takich prymusów w moim roczniku było bardzo wielu i jeśli ograniczyć się tylko do osiągnięć zawodowych, to chciałbym wymienić miedzy innymi kilka przykładów moich wspaniałych koleżanek i kolegów z klasy i ze szkoły: Tereskę Dubiel, bardzo pomocną i miłą koleżankę – w dorosłym życiu panią doktor nauk medycznych, Teresę Sosnowską, byłą ordynator oddziału onkologii w zamojskim szpitalu „papieskim”, Zbyszka Kałużę, super kolegę – obecnie pana dr hab., profesora Instytutu Chemii Organicznej Polskiej Akademii Nauk, Andrzeja Górniaka – obecnie pana prof. dr hab. Uniwersytetu w Białymstoku, Marysię Giec – obecnie dr n. med., Marię Król, założycielkę i przewodniczącą Fundacji „Krok za krokiem”, osobę, która czyni cuda i całe swoje życie poświęciła osobom niepełnosprawnym. Każdego dnia udowadnia, że osoby niepełnosprawne maja niezbywalne prawo do bycia częścią społeczeństwa i prawo do szczęścia poprzez integrację. Mówię to jako dziadek mojego kochanego wnuczka Frania, który jest osobą niepełnosprawną. Moim zdaniem to, co robi dr Maria w pełni wyczerpuje słowo „sukces” przez duże S.

Który z nauczycieli był dla Pana szczególnie ważny?

– Było ich bardzo wielu. Pozwolę sobie wymienić kilku z nich. Profesor chemii Teofil Lawgmin. Postać bardzo charyzmatyczna, świetny nauczyciel oraz mistrz w pracy z uzdolnionymi uczniami. Wychował wielką rzeszę zwycięzców i laureatów krajowych i międzynarodowych olimpiad chemicznych. Profesor Julian Małkowicz – świetny matematyk oraz wspaniały muzyk, kompozytor, dyrygent oraz twórca Chóru Szkolnego „Echo Roztocza”. Profesor Jerzy Polkowski – wspaniały nauczyciel języka angielskiego, a jednocześnie bardzo autentyczny i w 100 proc. angielski gentleman.

Czy utrzymuje pan kontakt z osobami ze swojej licealnej klasy?

– Jeżeli chodzi o przyjaciół i kolegów, to nasze relacje pielęgnujemy do dzisiaj w formie zjazdów co 5 lat, i jeżeli to tylko możliwe, ze względu na bezlitośnie upływający czas, zapraszamy naszych mistrzów, a więc nauczycieli i wychowawców, oczywiście ze smutkiem żegnając tych, którzy ze względu na upływający czas od nas odchodzą. Z głębokim żalem zaczynamy żegnać naszych kolegów, którzy odchodzą przedwcześnie. Oczywiście z niektórymi kolegami utrzymuję kontakt stały, a jeden z moich najbliższych przyjaciół, Ireneusz Wróblewski, jest ojcem chrzestnym mojego syna Jakuba.

Chciałby pan powrócić do szkolnych czasów?

– To bardzo podchwytliwe pytanie. Pozwolę sobie zacytować śp. Bolesława Hassa: „Każdy wiek ma swoje przyjemności”. Gdybym odpowiedział „tak”, to znaczyłoby, że nie doceniam tego, co wydarzyło się później. A wydarzyło się bardzo wiele. Moja prawdziwa miłość, małżeństwo, niezastąpiona żona Iwona, dzieci Karolina i Jakub oraz wnuki Franio i Henio. To także budowanie mojej firmy od zera, o której można dzisiaj powiedzieć, że jest wiodącym w Unii Europejskiej wytwórcą mydeł i kosmetyków w kostce.

Co z pana perspektywy jest w życiu najważniejsze?

Rodzina.

Oprac. Leszek Wójtowicz


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

 

 

ReklamaBaner reklamowy firmy Replika
ReklamaBaner reklamowy B Firmy Sunflowers
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: Pycha Moj GrzechTreść komentarza: Program Rodzina na swoim ma się b.dobrze.Data dodania komentarza: 22.11.2024, 14:15Źródło komentarza: W Hrubieszowie będzie punkt paszportowyAutor komentarza: ochrona przyrodyTreść komentarza: Jakie były ku temu przesłanki?Data dodania komentarza: 22.11.2024, 12:56Źródło komentarza: Wójt gminy Hrubieszów w gronie ekspertówAutor komentarza: jaTreść komentarza: Coś mieszkańcu o ukrainie piszesz oszczędnie Nie wszystko!Data dodania komentarza: 22.11.2024, 12:55Źródło komentarza: Lubelskie: Atak Rosji na zachodnią Ukrainę. Poderwano nasze myśliwceAutor komentarza: BrawoTreść komentarza: Zając ekspertem PO KOLEGIUM TUMANUM to jakieś jaja,Data dodania komentarza: 22.11.2024, 12:52Źródło komentarza: Wójt gminy Hrubieszów w gronie ekspertówAutor komentarza: BrawoTreść komentarza: Pytanie gdzie w tym czasie była wybrana rada społeczna szpitala nadzorująca dyrekcję z ramienia starostwa. tym pseudo neo radnym tylko jaja wsadzić w imadło i dobrze skręcić. a nie nagrody dawać,Data dodania komentarza: 22.11.2024, 12:50Źródło komentarza: Szpital w Hrubieszowie w ciągu 2 lat nie wykonał kontraktów z NFZ. Do spłaty ma 18 mln złAutor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: "Droga przez mękę" aby dojść do orzecznictwa trzeba pokonać odcinek z parkingu przy parku lub walczyć o miejsce parkingowe przy bloku nr 8. Jeżeli będziemy mieli szczęście i znajdziemy miejsce to zaczyna się walka dziurawym chodnikiem i wysokimi krawężnikami. Takie mamy realia udogodnień dla niepełnosprawnych. Mieszkzńcy bloku wracający z pracy siedzą w samochodach i wypatrują wolnego miejsca postojowego bo przecież większość miejsc jest zajęta przez pracowników Krok za krokiem, pacjentów przychodni Żak, stomatologa, okulisty lub petentów ZGL. Takie instytucje jak przychodnie nie powinny znajdować się w blokach gdzie nie ma przystosowanych warunków oraz miejsc parkingowych.Data dodania komentarza: 22.11.2024, 11:26Źródło komentarza: Zamość: Przyjeżdża niepełnosprawny do urzędu i... nie ma gdzie zaparkować
Reklama