Kiedyś były w co drugim gospodarstwie. Robiło się im klatki w oborze albo w kurniku, nieliczni, mimo protestów matek, żon czy kochanek, trzymali je na strychu domu. Na dachu montowali rafki, czyli prostokątne albo kwadratowe pułapki wyplatane miękkim drutem, pod które sypało się zboże, a następnie łapało zwabione podstępem naloty. Naloty to gołębie, które zwiały innemu gołębiarzowi, odłączając się od swojego stada podczas lotu.
A niech się parują
W pary gołębie dobierają się same, ale częściej to hodowcy decydują, którego samca powiązać z samiczką, czyli je sparować. Rozwody zdarzają się, ale bez orzekania winy. To niewidzący dla nich dalszej wspólnej przyszłości właściciel doprowadza do przymusowej wymiany partnerów, czyli dokonuje przeparowania. Wystarczy, że jeden z drugą posiedzą w odosobnieniu tydzień, zapałają do siebie uczuciem i stają się nową parą, gotową na powiększanie rodziny.
Para buduje gniazdo z piór, suchej trawy, źdźbeł słomy albo siana. Samica znosi dwa jajka, które wysiaduje na zmianę z samcem. Po dwóch tygodniach i około trzech dniach wykluwają się młode: parka albo dwie samiczki bądź dwa samczyki. Pisklęta są nieporadne i ślepe, a ich ciało pokryte jest żółtym meszkiem. Później idą w pałki, czyli zaczynają im się „wyrzynać” pióra, a w końcu pojawia się upierzenie.
Nalot pod rafką
Gdy nalot pojawił się na horyzoncie, podrywało się swoje gołębie z dachu, żeby w powietrzu zagubiony osobnik do nich dołączył, a następnie wylądował na dachu. Wtedy wystarczyło poczekać, aż zajdzie z całym stadem do gołębnika albo – zwabiwszy go uprzednio ziarnami zboża – znajdzie się pod rafką. Rzeczona rafka była podniesiona jedną częścią do góry, a jej pracę regulował długi sznurek, którego końcówkę umocowano na jakimś gwoździu na winklu obory czy stodoły. Gdy głodne ptaszydło weszło pod rafkę, wystarczyło zluzować sznurek... W ten sposób nalot – jeżeli był tego warty – przestawał być nalotem i dołączał do stada. Jeżeli nie pasował hodowcy, odzyskiwał wolność albo oddawany był prawowitemu właścicielowi, jeśli się po niego zgłosił.
CZYTAJ TEŻ: Animacja przedwojennego Zamościa hitem internetu. Zobacz film stworzony przez Piotra Piotrowskiego
Gołębiarze wymieniali się ptakami. Nikt nie zawracał sobie głowy pudełkami, chowało się gołębia za pazuchą. Jeżeli pochodził z pewnego źródła, nie było obaw, że jest chory, zasiedziały (chowany od pisklaka w zamknięciu, a przez to niezdatny do długich i wysokich lotów) albo… fika. Bo gołąb kręcący podczas lotu fikołki, nazywane również wywrotkami, nie był mile widziany. I nie jest.
Dziś mało kto hoduje tak gołębie. Przerzedza się też grono ich miłośników spotykających się w czwartki na targu na zamojskim Nowym Mieście. – Zamojski? Górny? Ma mieć wygląd i ma chodzić – krótko, zwięźle i na temat odpowiada pytany o cechy zamojskich wysokolotnych pan Andrzej, który przyjechał do Zamościa spod Adamowa.
Chodzić znaczy latać. Latać długo i wysoko...
Perskie dały początek
Wśród górnych czy górniaków, bo tak nazywano utrzymujące się wysoko w górze gołębie, które wykazywały się przy tym nienaganną aparycją, królowały jeszcze w latach osiemdziesiątych czarno-białe warszkopy, zwane też krasymi, blankopy o biało-czerwonym umaszczeniu, gołębie graniaste o podobnym umaszczeniu, rarytasem były gołębie o żółtej barwie. Gładkie i czubate.
Na podwórkach widywało się pawiki, garłacze, kariery, murzyny, boki, skapirzaki, fursy, szaryki oraz wiele innych. Nie brakowało gołębi nic niewartych, na przykład górnych „wymieszanych” z pocztowymi, pawikami czy szarykami. Nazywano je kiksami albo fajframi. Takie gołębie tylko podrywały się i po zatoczeniu kilku kółek siadały z powrotem na dachu albo zamiast wznosić się w górę, robiły skok w bok na pole, dlatego mówiło się na nie poluchy.
– By pilnować czystości rasy i aby była ona zgodna z wzorcem gołębia zamojskiego, powołaliśmy w naszym stowarzyszeniu Ogólnopolski Klub Hodowców Gołębi Zamojskich i Innych Ras Wysokolotnych – mówi Edward Wasil, prezes Zamojskiego Stowarzyszenia Hodowców Gołębi Rasowych i Drobiu Ozdobnego.
Wcześniej, bo w 1994 r. – na podstawie opisu dokonanego przez Stanisława Czekanowskiego z Przemyśla i Adama Kowalskiego z Leżajska – opracowany został wzorzec rasy zamojskiej wysokolotnej. Dlaczego zamojski? Bo od Zamościa wszystko się zaczęło. Zamość od samego powstania był miastem wielokulturowym. Do tej pory na Starym Mieście zachowały się ulice Ormiańska i Grecka. Nie ma Perskiej, ale podobno właśnie z dawnej Persji (obecnie Iran) przywędrowały do Zamościa gołębie, które dały początek rasie zamojskiej wysokolotnej. Jak głosi legenda, gołębie perskie przywiózł do Zamościa założyciel miasta Jan Zamoyski.
Ta rasa została uszlachetniona na ziemi zamojskiej z licznych krzyżówek perskich z miejscowymi gołębiami lotnymi.
Co gołębia zabić może
Po czterech tygodniach młode opuszczają gniazdo, a ich rodzice mogą rozpocząć kolejne amory. Największymi wrogami gołębia w powietrzu są jastrząb i sokół, a na ziemi szczur, łasica i kuna. Jastrzębie i sokoły to ptaki drapieżne. Szczur zabija, żeby się najeść, wyjadając gołębiowi wole. Łasica wbija się zębami w szyję ofiary i wypija krew. Najgorsza jest kuna, która zabija bez opamiętania, odgryzając gołębiom głowy. Ten drapieżnik potrafi w jedną noc zdziesiątkować stado, znosząc wszystkie ofiary w jedno miejsce.
PRZECZYTAJ: Wyjątkowe święta. W tym roku polsko-amerykańska rodzina płynie statkiem przez Atlantyk
Gołębie mogą zaatakować takie choroby jak kręciek, nazywany też kręciołem (paramyksowiroza), salmonella stawowa, ospa. – Jak gołębie szczepi się regularnie, to nie ma chorób – twierdzi Edward Wasil.
Dodaje, że dwa-trzy razy w roku trzeba też przeprowadzić odrobaczanie stada.
Zamojski jak coca-cola
Zamojskie wysokolotne to gołębie, które zachowały dwie cechy: latają bardzo wysoko (często w zakryciu, czyli poza zasięgiem ludzkiego wzroku), a jednocześnie mają piękny kształt. Zgodnie z wzorcem, mają lekko wydłużoną sylwetkę, duże jasne albo ciemne (u białych osobników) oczy, mogą być gładkie i czubate (czubek ma być zakończony ostrym szpicem), występują w różnym umaszczeniu (czarnym, kawowym, czerwonym, żółtym, białym oraz połączeniom z białym, np. czarno-białym, żółto-białym itp.). Wszystkie kolory są czyste i nasycone, z zielono-metalicznym połyskiem na szyi. Tylko najstarsi gołębiarze pamiętają o warszkopach czy blankopach. Młodsi mówią już tylko o zamojskich.
Ptaki systematycznie trenowane (podrywane do lotu albo – jak mawiał Balcerek w serialu „Alternatywy 4” – bujane) szybują w powietrzu 5-8 godzin, a wyjątkowo lotne sztuki potrafią wytrzymać w górze nawet 10-12 godzin.
Dziś gołąb zamojski to znak firmowy naszych hodowców. Obecnie hodowany jest on na terenie całego kraju, ale głównym ośrodkiem hodowlanym pozostaje Zamość i okolice.
Fruwające skarby
Dawniej byli gołębiarze, dziś są hodowcy gołębi. Kiedyś trzymało się po 20-40 gołębi w kurniku czy w oborze, obecnie – po kilkaset w „wypasionych” gołębnikach. Ich hodowla nie jest łatwa. Wymaga wielu wyrzeczeń, bo każdą wolną chwilę hodowca im poświęca. Nie jest to też tanie hobby.
– W tej chwili 25-kilogramowy worek dobrej karmy kosztuje 100 zł – opowiada wiceprezes zamojskiego stowarzyszenia Mariusz Wojtowicz. – Hodowla jest pod stałą opieką weterynaryjną, a to również wiąże się z niemałymi kosztami.
Dla hodowców gołębie są całym życiem. Godzinami mogą opowiadać o swoich pupilach. Ale tylko w swoim gronie. Ten, kto na gołębiach się nie zna, miłośnika gołębi nie zrozumie. To tak jak z sytym i głodnym. Nie ma nic piękniejszego niż trzymać zamojskiego w ręce albo śledzić jego lot od momentu, gdy się podrywa z dachu, a następnie idzie coraz wyżej i wyżej w górę.
– Muszą być ułożone i kształtne – mówi Sylwester Kozłowski z Wakijowa (gm. Tyszowce), który hoduje gołębie zamojskie od podstawówki. – Lot ma być wolny i pływający w górę i taki sam przy schodzeniu z pułapu. Gołąb musi być też mądry, a więc taki, co nie siada u sąsiada, uciekając w popłochu przed jastrzębiem albo przed burzą. Mam taką samiczkę, która wróciła do mnie po prawie roku.
Dla niego nie ma ładniejszych gołębi od zamojskich wysokolotnych, ale nastoletni syn pana Sylwestra gustuje w orlikach lubelskich (dawniej nazywano je szarykami). Nie zawsze miłość do gołębi przechodzi z pokolenia na pokolenie.
PRZECZYTAJ: Zmarł Grzegorz Król, artysta-plastyk związany ze Szczebrzeszynem
– Mój ojciec nie hodował gołębi, ale dziadek przed wojną trzymał pod Tarnopolem górne – mówi Sylwester Kozłowski.
Zamojskie Stowarzyszenie Hodowców Gołębi Rasowych i Drobiu Ozdobnego zrzesza prawie 200 członków. Nie ma w tym gronie pana Sylwestra, ale jest Mirosław Łopuszyński z Zadnogi (gm. Krynice). Jego gołębie (dorosłe i młode) biją rekordy Polski w lotach na czas.
– Ja zwracam szczególną uwagę na lot i zachowanie gołębia po wypuszczeniu: ma się wzbijać jak najszybciej w zakrycie i latać nad posesją – mówi pan Mirosław. – Po paru godzinach lotu ma się opuszczać spokojnym, wolnym lotem i małymi kółkami. Nie lubię gołębi, które zmieniają pułap lotu i z zakrycia schodzą do dachu albo do średniego pułapu i z powrotem idą w górę. Za dobrą sztukę hodowcy płacą po kilkaset złotych. Za ulepszoną wersję zamojskiego, którą jest zamojski krótkodzioby, trzeba wyłożyć nawet 3 tys. zł. Podobno.
Gołębie serce
Na początku roku złożono wniosek o wpisanie „tradycyjnych lotów gołębi zamojskich” na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. W zeszłym roku z kolei cały świat rozpisywał się o wizycie Mike’a Tysona w Polsce, gdzie od jednego z hodowców z Piątnicy koło Łomży miał kupić 100 ptaków.
Słynny amerykański bokser niejednokrotnie podkreślał, że gołębie są jego wielką pasją, ale żeby lecieć ze Stanów Zjednoczonych pod Łomżę? Okazuje się, że polskie gołębie mają wyrobioną dobrą markę na świecie, a Mike’owi Tysonowi w latach młodości ptaki pozwalały mu walczyć ze smutkiem i przygnębieniem, które były spowodowane złośliwościami śmiejących się z jego nadwagi rówieśników.
Pomyślałby ktoś na koniec, że hodowcy gołębi muszą mieć gołębie serce. Może i mają, ale to nie reguła. Tak jak nie każdy hodowca koni musi mieć końskie zdrowie, a miłośnik kotów – kota…
A na koniec „suchar”. Czym różni się gołąb od zwłaszczy? Gołąb siada na oknie, a zwłaszcza na parapecie.
Jak coca-colaGołąb zamojski jest średniej wielkości. Ma wydłużoną sylwetkę, może być jednokolorowy lub pstry, gładki lub czubaty, z uniesioną piersią i lotkami noszonymi na dość długim ogonie. Oczy – duże, jasne, ciemne u białych. Brwi – dwurzędowe, jasne i cienkie. Dziób – średniej wielkości, proporcjonalny do wielkości głowy, jasny (dopuszczalna niewielka ciemna plamka zwana „muszką” na górnej części dzioba u gołębi o ciemniejszym). Występują w różnych kolorach, ale wszystkie są czyste i nasycone, z zielono-metalicznym połyskiem na szyi. Gołębie zamojskie cechuje bardzo wysoki pułap lotu, wytrzymałość oraz dość dobra orientacja przestrzenna. |
Napisz komentarz
Komentarze