Gdy w Tyszowcach pada pół tuzina goli, to możemy być pewni, że kilka z nich jest autorstwa Damiana Ziółkowskiego. Nie inaczej było i tym razem – Ziółek skompletował klasycznego hat-tricka jeszcze przed przerwą. Był to już trzeci taki wyczyn lidera strzelców w tej rundzie, a warto pamiętać, że snajper Huczwy w meczu z Włókniarzem trafiał aż sześciokrotnie.
Omega wyszła na mecz piątką obrońców, co zdarzyło się w tej rundzie po raz pierwszy.
– Gospodarzom nie wolno zostawić zbyt wiele miejsca, bo rozpędzeni nie mają litości. Dlatego chcemy się przyczaić i zatrzymać prostopadłe zagrania – mówił przed meczem trener gości Paweł Lewandowski. – Widziałem fragmenty ich meczów i wiele bramek zdobywali po szybkich kontrach. Jeżeli uda się nam pozbawić Huczwę tego atutu, to nie przegramy.
Taktyka przyjezdnych sprawdzała się przez... 120 sekund. Już bowiem pierwsza piłka od Kamila Antoniuka trafiła do Ziółkowskiego, a ten w sytuacji sam na sam pokonał Piotra Sasima. W 18 min lewym skrzydłem przedarł się Damian Okalski, dograł na piąty metr, a Ziółkowski przystawił pieczęć. Chwilę później na strzał z narożnika szesnastki zdecydował się Paweł Maliszewski i choć uderzenie miało tyle wspólnego z atomem, co Wersal z wersalką, to piłka po rękach Piotra Sasima wpadła do siatki. Tuż przed przerwą Ziółkowski rozegrał klepkę z Maliszewskim, włączył turbo i znalazł się kilka metrów za obrońcami Omegi. Efekt? 4:0 do przerwy. Po zmianie stron przyjezdni nadal prezentowali się koszmarnie, a miejscowi ciągle chcieli strzelać. Skończyło się więc 6:0, co jest jak dotychczas najwyższą porażką Omegi pod wodzą Pawła Lewandowskiego.
Więcej przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze