Mam taki nawyk wyniesiony z dzieciństwa, że zwykłą kanapkę z wędliną muszę okrasić "czymś mokrym". Może to być plasterek pomidora, może być również odrobina ketchupu czy innej musztardy. Zresztą nie tylko ja tak mam. Rozmaitych sosów kanapkowych na rynku jest całe mnóstwo i tylko od własnych upodobań zależy co wyląduje u nas na talerzu. Podobnie rzecz się ma z mięsami pieczonymi czy gotowanymi. Każdy szanujący się kucharz poda nam odpowiedni sos, który podkreśli, a nawet wzbogaci smak dania głównego.
Dodatek jest więc równie ważny co mięso i nie ma sensu polemizować z tym stwierdzeniem. W naszym interesie jest zapewnienie dodatku odpowiedniej jakości i o odpowiednich walorach smakowych. Można pójść na skróty i sięgnąć po gotowy produkt, ale takie rozwiązanie, poza oszczędnością czasu, nie przynosi ponadto wielu korzyści. Wystarczy spojrzeć na skład gotowych sosów, żeby zakręciło się w głowie od różnych konserwantów, od których można świecić w nocy.
Przygotowanie sosu własnej roboty wcale nie wymaga tak wiele zachodu, jak może się wydawać. Dziś zaproponuję dwa dodatki, których rodowód nie wywodzi się wprawdzie z naszego regionu, ale możemy przygotować je z naszych rodzimych produktów. Dobre i to.
Oba sosy dość dziwnie się nazywają, ale za to smakują wybornie. Adżika pochodzi z okolic Kaukazu i w pierwotnej wersji używa się do niej czerwonej papryki, czosnku i orzechów włoskich. Ja przygotowuję adżikę według wskazówek znajomej Ukrainki. W tej wersji sos pasuje absolutnie do wszystkich dań mięsnych. Jest przyjemnie pikantny, ale też słony i słodki. Wszystko jest na swoim miejscu.
Dwa kilogramy czerwonej papryki dokładnie myjemy i usuwamy gniazda nasienne. Następnie ścieramy na tarce o oczkach jak na placki ziemniaczane. Podobnie postępujemy z ostrą papryką (5 średnich sztuk) i czosnkiem, którego potrzebujemy dość sporo, bo pełną szklankę. Może być tak, że w startej papryce zbierze się sporo wody, tak więc można wrzucić ją na chwilę na sitko. Do paprykowo-czosnkowej masy dodajemy cukier, sól i dwa kieliszki octu.
Takie naturalne konserwanty sprawią, że naszą adżikę wystarczy przełożyć do słoiczków i przechowywać w lodówce. Sprawdziłem we własnej kuchni, po trzech tygodniach pasta nadawała się do użycia i absolutnie nie dzieje się z nią nic niepokojącego. Używam jej zarówno do kanapek, jak i do krokietów czy kotletów.
Druga pasta – chutney (czytaj: czetnej) – pochodzi z Indii, a jej odmian również jest całe mnóstwo. Można przygotować ją na przykład z egzotycznego mango, ale też z naszych rodzimych polskich jabłek.
Podobnie jak w przypadku adżiki, języczkiem u wagi są czosnek i papryczka chilli, które doskonale komponują się ze słodyczą jabłek. Do tego dodajemy jeszcze rodzynki i cebulę.
Pokrojone dość drobno jabłka prażymy w rondelku wraz z pozostałymi składnikami. Robimy to przez około 45 min na wolnym ogniu. Możemy doprawić pod koniec solą i pieprzem.
Tym jednak razem trzeba pastę zapasteryzować w słoiczkach, jeśli chcemy cieszyć się jej smakiem przez dłuższy czas. Dla mnie chutney najlepsze jest z pieczonymi udkami z kurczaka.
PO, fot. Piotr Orzechowski
ADŻIKA
* 2 kg papryki czerwonej
* 5 ostrych papryczek
* 1 szklanka czosnku
* 8 łyżek cukru
* 2 łyżki soli
* 90 g octu 10-procentowego
CHUTNEY Z JABŁEK
* 5 dużych jabłek
* szklanka posiekanej cebuli
* 1 szt. papryczki chilli
* pół szklanki octu jabłkowego
* pół szklanki brązowego cukru
* pół szklanki rodzynek
* 2 łyżeczki świeżego startego imbiru (może być suszony)
* sól i pieprz do smaku
Napisz komentarz
Komentarze