Ulica Kilińskiego do 1935 roku nosiła nazwę Browarnej. Nazwę zmieniono na prośbę mieszkańców, którzy czuli dyskomfort w związku z czynnym tu niegdyś domem publicznym. W piśmie do władz miasta pisali, że czują się poszkodowani moralnie i materialnie, gdyż "porządni lokatorowie unikają mieszkań na tej ulicy, jedynie ze względu na jej złą przeszłość".
Przed wojną ulica zaczynała się od dzisiejszej ulicy Piłsudskiego, a kończyła ulicą Przemysłową. Sąsiadowała z klinkiernią, cmentarzem i koszarami.
"Browarna żyła cyklem dobowym koszar. O godz. 6 rano pobudka, a potem śpiew "Kiedy ranne wstają zorze" dobrze słyszalny na naszej ulicy. (...) Zapadł zmierzch. Odśpiewane "Wszystkie nasze dzienne sprawy" kończyły żołnierski dzień. Nad koszarami zalegała cisza nocna. Znak to i dla ulicy Browarnej, że czas już na spoczynek" – opisywała klimat ulicy Maria Matuszewska w książce "Miniony Czas Ulicy Browarnej w Zamościu".
Na ulicy Browarnej, a potem Kilińskiego 50 (to działka naprzeciwko liceum) mieszkała rodzina Tarajków.
– Ten dom postawił mój dziadek – mówi Danuta Greszta, córka Feliksa Kuronia i Emilii z Tarajków.
Jej rodzice pobrali się w drugiej połowie lat 30. Po ślubie zamieszkali w tym domu. W 1937 roku na świat przyszła ich córka Halina, dwa lata później urodził się Tadeusz, potem po wojnie, w 1955 roku na świat przyszła Danuta. Feliks Kuroń był znanym szlifierzem narzędzi.
– Tato po wojnie wyremontował dom dziadków. Wychowałam się w nim – mówi pani Danuta.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze