– Czego można się nauczyć, będąc przez dwa lata dyrektorem sportowym Hetmana?
Przede wszystkim pokory. Po raz pierwszy spotkałem się z taką sytuacją, że pracując na 200% i angażując się w działalność klubu na całego, pewne rzeczy nie wyszły do końca tak, jakbym tego oczekiwał. 23 lata funkcjonuję w biznesie, zajmowałem wiele stanowisk menedżerskich i za każdym razem dawałem sobie radę. Wiedza i umiejętności, które posiadam, a także determinacja w dążeniu do celu sprawiły, że mogę uznać się za człowieka spełnionego. Od roku mam własną firmę, praca sprawia mi przyjemność, a poświęcony czas przynosi efekty. Natomiast w Hetmanie nie poszło mi tak, jakbym sobie tego życzył.
Jakie były tego przyczyny?
– Tak naprawdę nie znam do końca odpowiedzi na to pytanie. Analizowałem to wielokrotnie, ale nadal trudno o logiczną odpowiedź. W pierwszym roku trafiliśmy na solidną Chełmiankę, która od kilku lat grała tym samym mocnym składem i po prostu nie byliśmy w stanie jej przeskoczyć. Natomiast to, co wydarzyło się w tym roku, jest dla mnie ciągle szokiem. Stal Kraśnik wyskoczyła jak filip z konopi i zwyczajnie rozjechała tę ligę. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Z mojej strony największym błędem, do którego się przyznaję, było zatrudnienie Marka Motyki. To był mój pomysł i biorę za niego odpowiedzialność. Myślałem, że skoro przyjdzie trener z doświadczeniem w Ekstraklasie, trener, który grał w Hetmanie i zna zamojskie realia, będzie to strzałem w dziesiątkę. W teorii wszystko pasowało, ale niestety życie pokazało, że okazało się niewypałem. Z pewnością miało to decydujący wpływ na wynik sportowy całego sezonu, ale to, co zrobiła Stal Kraśnik, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
A propos Marka Motyki i jego zarobków. Jak miała się rzecz? Czy prawdą jest, że klub czeka proces z tytułu przedwczesnego rozwiązania umowy z trenerem?
– Na dzisiaj Hetman nie ma absolutnie żadnych spraw sądowych. Temat z Markiem Motyką jest zamknięty. A co do jego uposażenia, to koszty, które ponosił klub, nie różnią się od tych, które ponosi z tytułu zatrudnienia Jacka Ziarkowskiego.
Czyli w grę wchodził sponsor prywatny...
– Tak właśnie było.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze