- Dla mnie to jest trudne, wręcz traumatyczne przeżycie. Jestem pewien i mogę udowodnić, że głosy na mnie były oddane. Tymczasem wygląda to tak, że zamiast obywateli w Kawęczynie zagłosowała... komisja wyborcza - mówi Piotr Zygarski. - Należy wyjaśnić dlaczego tak się stało. W przeciwnym razie złamane zostaną podstawowe zasady państwa demokratycznego. Obywatel będzie mógł obawiać się czy jego głos naprawdę ma znaczenie. Będzie mógł podejrzewać, że wyniki wyborów są ustalane gdzieś poza nim np. w jakiejś partyjnej centrali. To bardzo poważna sprawa.
Skąd to zero
Piotr Zygarski mieszka w Warszawie, ale w Kawęczynie (gm. Szczebrzeszyn) prowadzi ośrodek wypoczynkowy. Jest zatem mocno związany z Zamojszczyzną. Startował do Sejmu w okręgu nr 7 - Chełm. Opowiada, że w dniu wyborów przybył z grupą 17 przyjaciół do lokalu wyborczego w Kawęczynie, który założono w wiejskim klubie kultury. Przedstawił zaświadczenia o możliwości głosowania poza miejscem zamieszkania. Wszyscy otrzymali karty do głosowania i podobno zagłosowali na niego.
Zygarski jest pewien, że przynajmniej dwie inne, miejscowe osoby także oddały na niego głos. Kandydatowi KO nie udało się uzyskać mandatu posła. Coś go jednak tknęło. Dlatego postanowił sprawdzić, ile tak naprawdę osób zagłosowało na niego w Kawęczynie.
Cały artykuł dostępny tyko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze