– Mamo, to ja twój syn, jestem w szpitalu, bo potrąciłem na przejściu trzy osoby, które są ranne i trzeba wpłacić 34 000 zł, to nie pójdę do więzienia – usłyszała w wtorek (18 lutego) ok. godz. 13 mieszkanka Zamościa, gdy odebrała telefon stacjonarny w swoim mieszkaniu.
CZYTAJ TAKŻE: STARSZA PANI UWIERZYŁA WNUCZCE. STRACIŁA PIENIĄDZE
Kobieta była oczywiście gotowa pomóc synowi, ale pieniędzy, o które prosił, po prostu nie miała. Przyznała, że na koncie zgromadziła kilka tysięcy złotych i tyle była gotowa dać, by ratować swoje dziecko przed odsiadką. Gdy zakomunikowała to "synowi", do rozmowy włączył się "policjant". Polecił zamościance, by poszła do notariusza po dokumenty. Wskazał adres. Mąż kobiety natychmiast zamówił taksówkę i ruszył do kancelarii.
CZYTAJ TAKŻE: CZUJNA ZAMOŚCIANKA NIE UWIERZYŁA W AKCJĘ POLICJI
Po drodze zdał sobie jednak sprawę, że takiego adresu w Zamościu nie ma. Wtedy zaczął coś podejrzewać. Zatelefonował do syna i ten prawdziwy, zdziwiony całą sytuacją oznajmił, że nie uczestniczył w żadnym zdarzeniu drogowym i nie dzwonił do matki. Zamościanin czym prędzej powiadomił o próbie oszustwa policję.
– W kontaktach z osobami, które w rozmowach telefonicznych proszą o pieniądze należy zachować ostrożność i nie należy podejmować pochopnych decyzji. Zawsze przed podjęciem decyzji o finansowe wsparcie krewnego należy zweryfikować, czy oby na pewno rozmawiamy z osobą, za którą podaje się telefoniczny rozmówca. Pamiętajmy, że czujność i ograniczone zaufanie może uchronić nas przed nieuczciwymi ludźmi, którzy próbują wyłudzić pieniądze. Gdy „dziwna” rozmowa telefoniczna wzbudzi nasze podejrzenie, nie zwlekając należy powiadomić policję dzwoniąc na numer alarmowy 112 – podpowiada Dorota Krukowska-Bubiło, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.
Napisz komentarz
Komentarze