Teresa Kośmider (Zamość): – Jak zobaczyłam ogłoszenie na Facebooku, moja decyzja była natychmiastowa: muszę szyć maseczki. Dzieci są dumne z mojego postępowania. Dla nich i dla wnuków także uszyłam. Szyję od samego początku akcji. Do 7 kwietnia uszyłam 1835 sztuk maseczek. Szyłam od rana, dopóki się nie ściemniło na dworze. A potem siadałam i szykowałam sobie pracę na drugi dzień, by od rana móc pracować. W międzyczasie pomagałam w PCK-u. Tam też potrzebne są maseczki. Troszkę źle mi szyje maszyna i nie wiem czy będę mogła po świętach włączyć się do akcji.
Magdalena Makary (okolice Zamościa): – Moje "maseczkowe" liczby nie są powalające. Do tej pory uszyłam około 100 sztuk i planuję zostać przy takiej liczbie na tydzień. Mam 1,5 roczne dziecko, do tego pracuję, więc ciężko o większą produkcję. Szyję wieczorami. Czasami siedzę przy maszynie pół godziny, innym razem 3 godziny. Wychowałam się w duchu solidarności dzięki Stowarzyszeniu Centrum Wolontariatu w Lublinie, z którym byłam związana przez 10 lat. Na swojej drodze spotkałam setki osób, które poświęcają swój czas i potencjał, aby czynić dobro. Ludzi, którzy chcą bezinteresownie pomagać jest bardzo dużo, czasami brakuje nam tylko okazji, aby się o tym przekonać. W obliczu pandemii nie mogłam siedzieć bezczynnie. Chciałam chociaż symbolicznie wesprzeć tych, którzy są w potrzebie. Każdy pomoże jak może – siedząc w domu i posiadając maszynę do szycia też. Chociaż w ten sposób mogę dorzucić swoją cegiełkę dobra.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze