Klub sportowy Hetman już przerabiał kilka razy „armię zaciężną”, którą trzeba nie tylko zaspokoić pod względem finansowym, ale także zakwaterować i nalać jej paliwa do baku. Przerabiał trenerów z najwyższej „półki” – nie tylko drogich, lecz kompletnie oderwanych od realiów naszej lokalnej rzeczywistości. Przerabiał marnotrawienie potencjału szkoleniowego klubów, zajmujących się rozwojem piłkarskim miejscowego narybku. Przerabiał różnych „życzliwych”, który pod pretekstem świadczenia rzekomo niezbędnych usług chcieli przy zespole piłkarskim, jedni powiedzą – upiec swoje półgęski, inni – kręcić lody. Po wszystkim pozostały tylko długi i śmierdzące spalenizną zgliszcza, które przez parę lat trzeba było usuwać, by znaleźć przyjazne miejsce do budowy nowej konstrukcji.
Ktoś w Zamościu żył – cytując klasyka polskiej kinematografii – na wyspie fantazji zwanej „któregoś dnia będę”. Błąd. Klub sportowy Hetman nigdy nie będzie piłkarską potęgą na miarę oczekiwań i ambicji miejscowego środowiska, jeśli nie znajdzie się jakiś krezus, który będzie miał fantazję dać kilka fur złota na kopanie jelita grubego kozy w baraniej skórze. A taki się nie znajdzie, bo żaden bogaty przedsiębiorca nie kieruje się sentymentem lecz zimną kalkulacją – wkłada jak najmniej, by wyjąć jak najwięcej. Z kolei zespół piłkarski w tak małym mieście, jak Zamość, jest tylko i wyłącznie studnią bez dna, w której utopić można mnóstwo kasy (a już na pewno nie da się na nim zarobić!). I może to być tylko kasa podatników lub spółek skarbu państwa (czyli na jedno wychodzi). Dlatego jeśli Hetman nie ma potencjału na III ligę, to nie powinien do niej się pchać z „armią zaciężną”. Tyle w temacie.
Napisz komentarz
Komentarze