Tym razem Tomasovia dostała w skórę od swoich. Ładę prowadzi przecież były trener tomaszowskiego zespołu, mieszkający w pobliskiej Łaszczówce Paweł Babiarz. Ponadto w szeregach gości wystąpiło aż czterech byłych zawodników Tomasovii. Przeciwko sobie zagrali bracia Kacper Błajda i Marcin Błajda.
– Ten mecz przyniósł mi dużo pozytywnych wrażeń, nie tylko ze względu na wywalczone zwycięstwo – przyznaje trener Paweł Babiarz.
Szkoleniowiec podkreśla, że jego zespół poradził sobie w trzech najtrudniejszych momentach – gdy Oskar Białek strzelił wyrównującą bramką, gdy Dariusz Kuliński ukarany został czerwoną kartką w konsekwencji dwóch żółtych i gdy gospodarze otrzymali rzut karny. „Jedenastkę” chełmski sędzia Adrian Pukas podyktował za to, że Kuliński sfaulował na polu karnym Damiana Szutę. Do przewinienia doszło w 39 minucie. Od tego czasu przyjezdni musieli grać w dziesięciu przeciwko jedenastu. Nie było jednak widać różnicy liczebnej. W drugiej połowie to właśnie osłabieni goście zdominowali rywala, a swoją wyższość potwierdzili dwoma golami. – Wygraliśmy wysoko, ale muszę przyznać, że nie był to dla nas łatwy mecz. Wynik nie w pełni odzwierciedla to, co działo się na boisku. Za dużo było mankamentów w naszej grze. Widać było, ile jeszcze pracy przed nami. Wypełniliśmy zadania taktyczne, byliśmy skuteczni, natomiast Tomasovia nie miała jak się do nas dobrać. O naszym sukcesie zadecydowały przede wszystkim cechy wolicjonalne – komentuje trener Babiarz.
Łada zaprezentowała się na bocznym boisku stadionu OSiR Tomasovia odmieniona, ale oczywiście na lepsze. Jej wygrana byłaby bardziej okazała, gdyby interwencje bramkarza Tomasovii Łukasza Bartoszyka nie były tak udane.
– Spore rezerwy w naszym zespole znajdowały się w sferze taktycznej. Dostrzegam postępy indywidualne niektórych zawodników. Wyglądaliśmy dobrze pod względem motorycznym nawet wtedy, gdy przeciwko silnej Tomasovii przyszło nam grać w dziesięciu – twierdzi trener Babiarz.
Świetnie wystartował też Gryf Gmina Zamość. Zespół ten po raz drugi w tym roku wygrał na własnym stadionie w Zawadzie z Huraganem Międzyrzec Podlaski. Na początku czerwca w potyczce obu drużyn było 3:0 dla gospodarzy. Teraz miejscowi wygrali 2:0. Obie bramki zdobył Mikołaj Grzęda.
– Odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo nad wymagającym przeciwnikiem, który w ostatnich latach był w „czubie” tabeli IV ligi. Pierwsza połowa była „na remis”, ale w czasie doliczonym udało nam się objąć prowadzenie. Na samym początku drugiej połowy Grzęda popisał się efektownym strzałem z odległości około 25 metrów, posyłając piłkę pod poprzeczkę bramki Huraganu. Ten gol dał nam dużo komfortu w grze. Mieliśmy jeszcze kilka okazji do podwyższenia wyniku – mówi Sebastian Luterek.
Kryształ Werbkowice przegrał u siebie ze Startem 1944 Krasnystaw 0:2 (0:0), a przełomowym wydarzeniem tego meczu był faul Karola Kowalskiego na Łukaszu Strugu w tzw. sytuacji ratunkowej. Obrońca Kryształu ukarany został za to czerwoną kartką. Od 39 minuty miejscowi musieli grać w osłabieniu.
– Mecz zaczął się dla nas obiecująco. Po dziesięciu minutach mogliśmy prowadzić 2:0. Dwa razy w sytuacji sam na sam z Krzysztofem Janiakiem znalazł się Piotr Pacek. W obu przypadkach bramkarz Startu bronił skutecznie. Do czerwonej kartki graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Po tym feralnym wydarzeniu nie byliśmy w stanie rywalizować z tak wymagającym przeciwnikiem jak równy z równym – mówi trener Kryształu Piotr Welcz.
|
Napisz komentarz
Komentarze