Pod koniec marca 2016 r. do zamojskiego Muzeum Fotografii przyszedł Antoni Podolak, mieszkaniec miejscowości Zrąb (gm. Skierbieszów). Przyniósł stare, metalowe puszki, które odnalazł na strychu rodzinnego domu. Oprócz gliny, plew i brudu były tam rolki z tzw. małoobrazkowymi negatywami fotograficznymi (miały one wymiary 24 na 36 mm). Na części z nich pojawiła się pleśń, inne były przesuszone, zniszczone.
Pan Adam zaczął owe negatywy ostrożnie z puszek wyjmować, a potem umieścił je w skanerze fotograficznym. Wtedy zdjęcia – jedno po drugim – zaczęły pokazywać się na ekranie komputera. Pojawiły się na nich całe grupy ludzi ustawionych w malownicze grupy, bawiące się dzieci, gospodarze idący do pracy w polu, ale także zapomniane wesela, pogrzeby, chrzciny. W zbiorze znalazło się także wiele zdjęć portretowych.
To był skarb, który stale się... powiększał. Bo Antoni Podolak co jakiś czas przynosił do zamojskiego Muzeum Fotografii kolejne, stare negatywy. Także dzięki niemu udało się nam skontaktować w 2016 roku z 96-letnią Teodozją Drobik (z domu Podolak), która opowiedziała o swoich fotografiach oraz dziejach rodziny Podolaków.
– Fotografowanie podczas wojny było dla mnie koniecznością, ale także wielką przyjemnością. Razem z bratem chętnie robiliśmy m.in. zdjęcia dzieci, bo one nas o to prosiły. Nie mieliśmy serca, aby im odmówić – wspomina pani Teodozja. – Wszędzie chodziłam z aparatem fotograficznym. Dzisiaj dziwię się, że nikt mi go wówczas nie ukradł.
Przed wojną Podolakowie mieli gospodarstwo w Huszczce Małej. Nie tylko rolnictwo ich zajmowało. Kupili także aparat fotograficzny matki „Contax” oraz inny – mieszkowy, który ustawiano na statywie. Wincenty Podolak sam zrobił także powiększalnik fotograficzny, ciemnię itd. Czasami fotografował wesela, pogrzeby czy różne, okoliczne uroczystości. To się jednak zmieniło. W listopadzie 1941 r. Huszczka Mała została wysiedlona. Gospodarstwa wypędzonych Polaków zajęli niemieccy koloniści oraz volksdeutsche.
– Niemcy zebrali wszystkich i popędzili w stronę Zamościa. Tak stało się także z moją rodziną, chociaż mnie udało się jakoś uciec... Pognano ich do tzw. kawalera (chodzi o zamojski Nadszaniec), a potem popędzono dalej, w okolice Teptiukowa. Taka to była tułaczka – opowiada pani Teodozja. – Potem moja rodzina wróciła do Zamościa. Ja do nich wówczas dołączyłam. I wtedy Niemcy powiedzieli nam, że wysiedleńcy mogą wyjechać dokąd chcą, aby tylko nie wracali do rodzinnych wsi. Zabraliśmy matkę i w Wigilię 1941 r. przyjechaliśmy do Kalinówki (gm. Skierbieszów).
Ta wieś znajdowała się zaledwie kilka kilometrów od Huszczki Małej.
– Zamieszkaliśmy na tzw. górce. Tam schroniliśmy się w jednym z gospodarstw. Kalinówka nie była podczas wojny wysiedlona. Jednak w niej również żyło się bardzo ciężko – wspomina pani Teodozja. – Także dlatego zaczęłam fotografować. Właściwie od tego czasu to głównie ja wykonywałam zdjęcia, bo brat przekazał mi sprzęt fotograficzny, który udało się ocalić.
Z tego zajęcia rodzina próbowała się utrzymać. – Mieliśmy też brata Lutka (Podolaka) w obozie koncentracyjnym. Musieliśmy mu pomóc. Byliśmy jedynymi ludźmi w okolicy, którzy podczas wojny pracowali jako fotografowie. Ja wykonywałam zdjęcia m.in. do kenkart, ale także robiłam fotografie całym rodzinom i wszystkim, którzy o to prosili. Nie byłam zdziertusem. Za moje zdjęcia nie brałam wielkich kwot. Za zdobyte w ten sposób pieniądze kupowaliśmy jedzenie i potrzebne rzeczy także dla brata w obozie. On po wojnie napisał do nas, że gdyby nie ta pomoc, nie byłby w stanie przeżyć. Miałam o co się starać.
W Kalinówce Podolakowie także nie mieszkali zbyt długo. – Nasza rodzina z obawy przed planowanymi wysiedleniami (o których krążyły różne pogłoski) przenosiła się z miejsca na miejsce – wspomina pani Teodozja. – Przez jakiś czas mieszkaliśmy razem z matką i bratem Wincentym w Łosiczynie. Udało nam się tę wojnę przetrwać.
Zbiór unikatowych, wykonanych podczas ostatniej wojny zdjęć (znalazły się na nich także rodziny niemieckich kolonistów) znajduje się teraz pod opieką Adama Gąsianowskiego, w zamojskim Muzeum Fotografii Patronat medialny nad ekspozycją sprawuje Kronika Tygodnia.
Tekst ukazał się w folderze promującym wystawę
Napisz komentarz
Komentarze