Nie pamiętali już, kto pierwszy zaczął ten temat. Było to pod koniec listopada, a może na początku grudnia. Zamiast w szkole, u Zuźki oglądali filmy i snuli wielkie plany. To miała być zbrodnia doskonała. Szybka śmierć jak przy strzale z pistoletu. Kolejna klasyka kinematografii przynosiła coraz to nowsze elementy do idealnego planu. Nie zauważyli, kiedy te mrzonki stały się realnym planowaniem. W oparach marihuany byli jak Bonnie i Clyde, jak bohaterowie filmów Quentina Tarantino i Davida Lyncha. Przekonani o swojej wyjątkowości i ponadprzeciętnym sprycie jak w „Milczeniu owiec”. Byli lepsi, „urodzeni mordercy”. Jak w ich ulubionych „Cry-Baby” i „Heathers” – chłopak z dobrego domu i krnąbrna dziewczyna z niepełnej rodziny.
Czytaj też: Lubelskie: Dramatyczny wypadek! BMW roztrzaskało się o drzewo. Zobacz zdjęcia
Zwierzęce instynkty
W gimnazjum uczyli się dobrze. Świadectwa z czerwonym paskiem, wyniki sportowe i Złote Pióro od prezydenta miasta. Wśród liceów mogli przebierać. Wybrali bialskiego „Kraszaka” i w 2012 r. trafili tam do jednej klasy. Ot, zwykli znajomi, niespecjalnie sobą zainteresowani. Kamil wychuchany i schludny, zawsze w markowych ciuchach i z najnowszym Iphone’em. Z niej na osiedlu starsi koledzy śmiali się, że nie dba o higienę. – Taka artystka – wspomina jeden z nich. Bramkarka żeńskiej drużyny piłki nożnej nie przyciągała wzroku ani chłopców, ani dziewcząt – bo te również ją interesowały. Nadrabiała skrupulatnie, kreując swój wizerunek, co najwyraźniej działało, bo stale bywała w różnych związkach. W listopadzie 2014 r. podczas rozmowy z psychologiem powiedziała, że kontaktów seksualnych unika, bo uważa je za instynkty zwierzęce. – Jestem osobą sapioseksualną, a to znaczy, że najważniejszy jest intelekt – dodała.
W pierwszej klasie szkoły średniej nawiązała romantyczną relację z uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Rodzice 14-latki nie byli zadowoleni z tej znajomości. Ich zdaniem Zuzanna miała silny wpływ na ich latorośl, manipulowała ją i sprowadza na złą drogę. Zakazy spotykania się gimnazjalistki ze starszą o dwa i pół roku sympatią nie skutkowały. Gdy przemocą próbowali wyleczyć córkę z homoseksualizmu, ta uciekła z domu. Wiosną 2014 r. opiekunowie szaleńczo zakochanej dziewczyny zgłosili do bialskiej prokuratury, że małoletnia padła seksualnemu wykorzystywaniu. Krótko po swoich 18. urodzinach Zuzanna została oskarżona o kilkakrotne doprowadzenie osoby poniżej 15. roku życia do obcowania płciowego.
Kamil był jedynym synem i wnukiem. Kruczowłosy, wysoki koszykarz. Nieco nieśmiały i wycofany, jednak ze stałym gronem znajomych i dziewczyną. W 2013 r. z mieszkania na blokowisku w Białej Podlaskiej, wraz z rodzicami i ukochanym psem wyprowadził się pod miasto. Rakowiska to kilka ulic, kilkadziesiąt ciasno postawionych domów. – Dzielnica dla tych majętniejszych – podkreślają niektórzy.
Najpierw prywatne katolickie gimnazjum, później najlepsze liceum w mieście. Myślał o studiach prawniczych. – Był jasno myślącym, wrażliwym młodym człowiekiem o sprecyzowanych planach życiowych – mówił o nim jeden z członków rodziny. „Był”, bo odkąd zadurzył się w Zuźce, jego mama z przerażaniem stwierdziła, że podmieniono jej dziecko. Za to Zuźka „podmieniona” została kilka lat wcześniej, gdy po miesiącach gnębienia przez inne dzieci, w trzeciej klasie musiała zmienić gimnazjum. Sprawa nawet otarła się o sąd. Wtedy, jakby nagle, przestała angażować się w szkolne życie. Uciekła w marihuanę, alkohol i poezję.
Znajomość nastolatków zaczęła zacieśniać się z początkiem 2014 r. Im bliżej Kamil był Zuzanny, tym bardziej oddalał się od reszty świata. Odsunął od siebie wszystkich znajomych, przestał odzywać się nawet w klasie. W marcu zerwał ze swoją dziewczyną i od tej pory czas spędzał wyłącznie z nową przyjaciółką. Zamiast do szkoły trafiał do Zuzy na Orzechówek. Agnieszka i Jerzy walczyli o syna – najpierw o jego oceny, później byle zaliczył kolejną klasę i został dopuszczony do matury. Próbowali i próśb, i gróźb. Nie skutkowało nic. Próby porozumienia się z matką Zuzanny także nie przynosiły efektów. Kobieta często była nieobecna i nie miała wglądu w to, czy nastolatkowie przesiadują w jej mieszkaniu w godzinach lekcyjnych. Pracowała w innym mieście, gdzie dzierżyła stanowisko pracownika naukowego. Przed laty, wychowaniem małej Zuzi zajmowali się dziadkowie na zmianę z nianią. Matka zabrała ją do siebie dopiero po kilku latach, gdy ukończyła studia doktoranckie. Zuza ojca nigdy nie znała. Lubiła się za to chwalić wykształceniem matki, chociaż nie okazywała jej specjalnego szacunku. Chełpiła się, że ma więcej swobody niż inni w jej wieku. Korzystała z wolności aż nadto. Opowiadała, że raz wyjechała na tydzień do innego miasta i przez ten czas nikt się nawet nie zainteresował, gdzie jest.
– Ta dziewczyna jest jednoosobową sektą – mówiła o Zuzannie Agnieszka O.-N., wypłakując oczy. Kamil stał się opryskliwy i roszczeniowy. Z rodzicami był w permanentnym konflikcie. Znajomość z Zuźką odradzała mu cała rodzina, nauczyciele i znajomi. – Był kompletnie inną osobą niż wcześniej. Jej kopią – wspomina jeden ze szkolnych kolegów. – Chcieliśmy mu pomóc, rozmawiać normalnie, nie stygmatyzować za znajomość z nią – dodaje. Bo Zuźka, jak podkreślają uczniowie „Kraszaka”, była skłócona niemalże z każdym. – Pogardzam wszystkimi i mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam – powtarzała za Witkiewiczem.
Gdy próby interwencji nauczycieli i rodziców w coraz bardziej aroganckie zachowanie nastolatki nie przyniosły skutków, uczniowie wzięli sprawy w swoje ręce. Powstawało pismo, w którym uskarżali się na jej przerywanie lekcji, agresję wobec rówieśników i prosili o przeniesienie do innej szkoły. – Ona zawsze uważała się za lepszą i mądrzejszą od nas, wywyższała się i poniżała każdego – mówi nam jeden z dawnych uczniów I LO. Pod petycją podpisali się niemal wszyscy. Już od września 2014 r. Zuzanna rozpoczęła trzecią klasę w II Liceum. Rozdzielenie nastolatków pogorszyło sytuację z ich frekwencją. W „Platerce” Zuza pojawiła się kilka razy. Kamil miał w pierwszym semestrze trzeciej klasy być nieklasyfikowany z pięciu przedmiotów. Dyrekcja wysłała w tej sprawie list do jego rodziców. Wyszedł 12 grudnia. Wrócił kilka dni później, bo nie było już komu go odebrać.
Przeczytaj: Sitaniec: Pijany kierowca audi wjechał do rowu. Chciał skręcić na stację paliw, ale nie trafił we wjazd
Ostatni piątek
Było ok. 7 rano, gdy Kamil wygrzebał się spod kołdry. Szybko zebrał się do wyjścia, żeby znów nie musieć słuchać kazań, że spóźni się na lekcje. Wszak mógłby się zbuntować i robić, co zechce, od dwóch dni jest przecież pełnoletni. Jednak maturę chciałby mieć. Ojciec zawiózł go pod samą szkołę. Robił tak od pewnego czasu, by znowu nie urwał się na wagary. Od tygodnia był na urlopie, który wziął, by dopilnować syna. Jerzy odprowadził go wzrokiem pod same drzwi liceum i odjechał. Kamil odczekał chwilę w szatni, po czym wyszedł z budynku. Miejskim dojechał do Zuźki, która tego dnia nawet nie zamierzała udawać, że wybiera się do szkoły. Jej matki jak zwykle nie było.
Kamil do Rakowisk wrócił przed 10. Wypakował z plecaka podręczniki, na ich miejsce włożył starannie złożone ubrania. Jerzy nie był zadowolony, gdy zastał syna w domu. Nastolatek prosił o 150 zł, tłumaczył, że jedzie dziś do Krakowa, Zuźka ma wieczorek poetycki. Jerzy odmówił. Kamil musi najpierw poprawić oceny i zdać maturę. Najlepiej jakby zerwał kontakty z tą Zuźką, ma na niego zły wpływ. W przeciwnym wypadku nic od niego nie dostanie. – Za dobrze miałeś – uznał. Ojciec był stanowczy, na 18. urodziny syn też nic od niego nie otrzymał.
O 12:40 Kamil wsiadł do taksówki. Jego matka, akurat wjeżdżała do garażu. Widzieli się przez wilgotne szyby samochodów. 42-letnia Agnieszka była tłumaczką przysięgłą i nauczycielką języka rosyjskiego w jednym z bialskich liceów. W piątki wcześniej kończyła pracę. Na dworcu PKP czekała już Zuźka w czarnej spódniczce za kolano i kurtce z napisem „trouble maker”. Pociąg z Białej Podlaskiej do Warszawy odjeżdżał chwilę po 13.
W Złotych Tarasach długo szukali sklepu, gdzie mogliby kupić mlecznobiałe płaszcze przeciwdeszczowe – takie jak miał Patrick Bateman w „American Psycho”. Chcieli też za małe buty, tak by na miejscu zbrodni zostawić ślady w innych rozmiarach niż własne i zmylić policję. Plan wydawał się doskonały. Płaszczy nie znaleźli, a na buty nie wystarczyłoby im pieniędzy. W Carrefourze kupili paczkę lateksowych rękawiczek i dwie pary żółtych do mycia naczyń. Na górze galerii zjedli makaron z kurczakiem. Stawiała Zuźka. Matka zostawiła jej 800 zł na ten weekend. Później pod Pałacem Kultury czekając na kolegę, spalili jointy. Myśląc, że sporo zarobią na spadku po rodzicach Kamila, Zuźka zaproponowała mu niemałą sumę za dowiezienie ich do Krakowa. Marcin, student z Poznania, który Zuzę poznał na festiwalu Opener, zabrał w podróż swoją dziewczynę Lindę.
50 km przed stolicą małopolski 18-latka skłamała, że zapomniała laptopa, na którym ma wiersze i pilnie muszą wracać do Białej Podlaskiej. Wynegocjowała wyższą stawkę z kierującym, który, niezbyt zadowolony, zawrócił się na Południowe Podlasie. „Jesteśmy już prawie na miejscu” – napisał w SMS-ie do matki Kamil. Odpisała, by pamiętał o maturach próbnych w poniedziałek. „Ok, pamiętam”. Wyłączył telefon, tak by nie logował się do stacji BTS poza Krakowem i – w razie czego – nie było dowodów gdzie był tej nocy. Do Rakowisk dojechali około godziny 2:30. Kierowcy powiedzieli, że wrócą niedługo. Z zaparkowanego ok. 200 m od domu Agnieszki i Jerzego samochodu wzięli plecaki i odeszli kawałek dalej, tak by w przydrożnych zaroślach przebrać się w stare ubrania. Nie będzie szkoda zabrudzić ich krwią i później wyrzucić. Włożyli rękawiczki. Każdy wziął po nożu z drewnianą rękojeścią, które Zuźka zabrała z mieszkania swojego dziadka. Za drzwiami, wesoło merdając ogonem, przywitał ich rodzinny pies. Kamil wystawił swojego spaniela na zewnątrz i zdjął buty. Boso, po cichu, zakradli się do sypialni. – Trzy, czte… ryyy! – odliczyli nad łóżkiem pogrążonego w śnie małżeństwa, po czym zaczęli dźgać na oślep. Kamil zabijał mamę, Zuźka Jerzego.
Zabijanie trwało blisko godzinę. Marcin i Linda, tak jak kazali im znajomi, czekali w aucie zaparkowanym na końcu ulicy. W całkowitych ciemnościach, wokół drzew zaczęli się niepokoić. 19-latek usiłował dodzwonić się do znajomych, bezskutecznie. W końcu, poirytowani całą sytuacją ruszyli w drogę powrotną do Poznania. Gdy Kamil i Zuza wrócili na miejsce, citroena znajomych już nie było. Musieli włączyć swoje telefony i prosić, by wrócili. Tłumaczyli, że pokłócili się z rodzicami i nie mogli wyjść wcześniej. Zuzanna zaproponowała jeszcze większą opłatę za dowiezienie do Krakowa, a kierowca przystał na jej propozycję zawracając się do Rakowisk.
Czytaj: Wypadek na Placu Stefanidesa w Zamościu. Pijany pieszy wpadł pod volvo. Zrobił tylko krok w tył
Modus operandi
W drodze Kamil milczał. Ona nie wytrzymała. Kierowca nie wierzył, gdy mówiła jak zabijała: że facet się bronił, ugryzła go w rękę, a gdy leżał martwy, chciała tę rękę odciąć. Przecież można skazać po odcisku zębów. Nie pamiętała, która to ręka była, piłowali więc oba nadgarstki. Kamil wyjął nóż z kuchennej szuflady. Chcieli zabrać te dłonie ze sobą, ale kości okazały się zbyt twarde. Kamil wziął z szafki Chanel N°5 i spryskał kwiatowym zapachem poszarpane ręce. To miało zakryć ślady. Matkę wciągnęli do przedpokoju, bo leżała tam, gdzie dogonił ją syn. Zuźka mówiła długo, była rozemocjonowana i drżała. Za milczenie miał dostać 100 tys. zł. W tej cenie miał pozbyć się też plecaka z zakrwawionymi dowodami zbrodni.
Do Krakowa dojechali przed południem. W drzwiach mieszkania przy ul. Słomianej stanęli przepoceni, brudni w błocie i brunatno-czerwonych plamach. Zuźka miała porwane rajstopy, a na jej białej koszulce zdawała się być odbita krwią stopa. – Kamil nic nie mówił, Zuźka odpowiadała za niego. W końcu zniknął w łazience, jakby chciał się schować – wspominała później studentka, u której zatrzymali się tego dnia. Nastolatki znały się od dzieciństwa i choć już nie widywały często, starsza z nich dobrze widziała, że dziś Zuźka zachowuje się co najmniej niepokojąco. Twierdziła, że nad ranem zostali napadnięci i okradzeni z całej gotówki. Nie dała się jednak przekonać do zgłoszenia napaści na policję, bo, jak twierdziła, nie ufa mundurowym. Mimo deklarowanego braku pieniędzy wyszła do pobliskiej galerii handlowej, by kupić Kamilowi nowe buty. Jego miały być przemoczone i bez podeszwy.
Niedługo po przyjęciu gości, lokatorka musiała wyjść. W drodze na tramwaj uznała jednak, że nie powinna zostawiać ich samych i zawróciła. – Chciałam jak najdłużej przetrzymać ich u siebie. Czułam, że coś jest nie tak – powiedziała później z pełnym przekonaniem. Długo stała pod drzwiami, zanim koleżanka wpuściła ją do środka. Kamil wciąż był w łazience. Zdziwiło ją to. Wyszedł dopiero po dłuższej chwili, ale zaraz później uciekł za Zuźką na papierosa, który trwał dobre pół godziny. Wcześniej Zuźka zdążyła zapostować w internecie, że dziś można umówić się z nią w Krakowie „w sprawie odbioru »33«”. – Jest to liczba mistrzowska, liczba idealna. Właśnie taki jest ten zbiór wierszy – tłumaczyła tytuł swojego tomiku pół roku wcześniej dziennikarce „Biała Się Dzieje” Marcie Gadomskiej. Debiutanckie wydanie poezji Marii Goniewicz – bo pod takim pseudonimem publikowała Zuzanna M. – był osiemnastkowym prezentem od jej matki.
Posty Zuźki nie umknęły znajomym z Białej Podlaskiej. Do gospodyni krakowskiej stancji szybko dotarły wieści o odnalezieniu ciał małżeństwa N. Koleżanki i koledzy z rodzinnego miasta wypisywali o Kamila: czy jest w Krakowie, czy przyjechał z Zuzą? Czy już wie i żeby tylko nic mu nie mówiła. Powinien poznać prawdę od policyjnego psychologa. Inni z kolei uznali, że lepiej, by dowiedział się od nich, a nie z mediów, które od rana piętrzyły się pod owiniętym policyjną taśmą domem w Rakowiskach. Próbowali do Kamila dzwonić i pisać, dowiedzieć się, czy żyje, bo jedną z pierwszych wersji zakładaną przez mundurowych było właśnie potrójne zabójstwo. Śledczy spodziewali się odnalezienia ciała 18-latka lub śladów jego uprowadzenia. Spekulowano, że zbrodnia mogła mieć związek z pracą Jerzego. 48-latek był wysokim rangą funkcjonariuszem straży granicznej. Z kolei okrutność sprawców, liczne obrażenia i nadpiłowane nadgarstki przywołały na myśl działania jakiejś okrutnej sekty. W Białej Podlaskiej wciąż żywe były legendy o rzekomych satanistach, którzy mieli działać na terenie miasta w drugiej połowie lat 90. Innym z typowanych motywów było działanie włamywaczy, ich natknięcie się na właścicieli domu, po czym zabójstwo niechcianych świadków. Jednak brak śladów włamania wskazywał, że sprawcą może być ktoś z najbliższego otoczenia.
Mundurowi po wizycie u rodziny zamordowanej kobiety potwierdzili swoje poprzednie ustalenia, że dzień wcześniej Kamil z przyjaciółką wyjechali do Krakowa. Podjęto ustalenia operacyjne w kierunku uzyskania informacji na temat miejsc logowania się ich telefonów. Ustalono, że komórka nastolatka została zarejestrowana o godzinie 3:40 w rejonie Białej Podlaskiej, następnie o 12:10 w Krakowie. Wydano fotokomunikat do komend ze zdjęciem i danymi osobowymi Kamila z informacją, że jest on poszukiwany jako podejrzany o zabójstwo swoich rodziców. W trakcie pobytu policjantów w mieszkaniu babci chłopaka, ten akurat zatelefonował do swojego wuja. Pytał co się stało, bo kontaktują się z nim znajomi i dopytują. Wujek nastolatka na polecenie śledczych zbył siostrzeńca. Po głuchym sygnale w słuchawce Kamil przysiadł na chwilę z goszczącą go u siebie znajomą. Zuźka akurat wyszła do sklepu. Rozmawiali o jego bezsenności i popsutych relacjach z rodzicami. Studentka słuchała cierpliwie. „Policja już do ciebie jedzie” – napisała do niej na komunikatorze znajoma z rodzinnych stron. Mundurowi z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Krakowie weszli do mieszkania ok. godz. 15. Zuźka zdążyła już wrócić i zabarykadować się w toalecie. Dopiero po chwili otworzyła zasuwkę i ją także zakuto w kajdanki.
Marcin i Linda dojechali do Poznania wieczorem. W drodze student powiedział swojej dziewczynie, co wiozą i do czego przyznała mu się Zuzanna, gdy wyszli z auta na papierosa. Następnego ranka przerażona 19-latka opowiedziała wszystko swojemu ojcu. Wspólnie pojechali na komisariat, gdzie przekazali mundurowym plecak z podejrzaną zawartością.
Rodzice mi wybaczyli
– Żałuję, zachowałam się jak zwierzę – mówiła skruszona. Kamil, gdy symulowanie choroby psychicznej nie wzbudziło oczekiwanej litości w przesłuchujących go kryminalnych, zaczął obarczać winą Zuzannę. Przed Sądem Okręgowym w Lublinie wzajemnie pozrzucali się odpowiedzialnością. Zuza twierdziła, że Kamil od dawna planował zabójstwo rodziców i upozorowanie samobójstwa matki. Kamil nie był jej dłużny. Twierdził, że pomysł był jej, a on próbował ją od niego odwieźć wielokrotnie. Ostatni raz, gdy nocą, uzbrojeni w 15-centymetrowe ostrza skradali się do domu jego rodziców. Mówił, że go zmanipulowała, uzależniła od siebie i nie potrafił się jej przeciwstawić. Jego wersję zdawali się potwierdzać znajomi, nauczyciele i rodzina. Członkowie rodziny Kamila skierowali do sądu pismo, w którym prosili o wyprowadzenie go z sali sądowej za każdym razem, gdy będą składali zeznania. Nie chcieli widzieć ani jego, ani Zuzanny. W późniejszym procesie nastolatek został uznanym niegodnym dziedziczenia po rodzicach. Matka Zuzanny wspierała ją od początku – słała listy, paczki i pieniądze. Podczas trwania śledztwa przygotowawczego córka próbowała ją nawet wmanewrować w matactwo i w grypsie prosiła o przeciągnięcie daty rozprawy, tak by jedna z współosadzonych zdążyła wyjść na wolność i załatwić Zuzannie fałszywych świadków. List Zuzanny został jednak zawczasu przechwycony przez funkcjonariuszy aresztu śledczego.
Kamil z aresztu wystosował wniosek o wydanie wyroku skazującego i wymierzenie mu kary bez przeprowadzenia postępowania dowodowego. Prosił o zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary ze względu na jego młody wiek, dotychczasową niekaralność i dobre zachowanie przed popełnieniem zbrodni. Proponował dla siebie 8, ewentualnie 12 lat pozbawienia wolności. „Zostałem już ukarany w największy i najokrutniejszy sposób, jaki może spotkać człowieka. Straciłem swoich najbliższych, którzy kochali mnie najmocniej na świecie i których ja kochałem najmocniej” – argumentował w liście. Snuł plany o założeniu rodziny, skończeniu studiów i odkupieniu swoich win przez bycie pożytecznym dla społeczeństwa pomagając ludziom jako psycholog. „Wiem, czuję, że moi rodzice mi wybaczyli i chcą, żebym żył. Zawsze pragnęli mojego szczęścia. Gdyby nie ta świadomość, to już dawno sam wymierzyłbym sobie karę, ale czuję, że wtedy zawiódłbym ich po raz drugi” – pisał.
Śmiertelny cios
Sekcja zwłok wykazała, że z kilkunastu ciosów śmiertelny był ten w tętnicę ramienną w przypadku Agnieszki oraz w brzuch, jeśli chodzi o Jerzego. Po 8 tygodniach obserwacji psychiatrycznej biegli orzekli, że nastolatkowie są poczytalni i mogą odpowiedzieć za swoje czyny. Wyniki badań psychiatrycznych zostały po czasie wyłączone z akt sprawy na prośbę samych badanych. Wśród dostępnych dokumentów zostało niewiele o Kamilu, więcej można dowiedzieć się o Zuzannie, o której jedna z biegłych napisała, że funkcjonuje na co najmniej przeciętnym poziomie intelektualnym. Uznano także, że oboje są niedojrzali emocjonalnie, co jest znamienne do ich wieku. Stwierdzono także, że motywem zbrodni była chęć oddziedziczenia spadku po ofiarach, którzy stali na przeszkodzie relacji nastolatków. Niespełna rok po zbrodni lubelski Sąd Okręgowy skazał Kamila N. i Zuzannę M. na karę 25 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po odbyciu 20 lat z zasądzonej kary. W kwietniu 2016 r. Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. Rok później sprawa trafiła do Sądu Najwyższego po interwencji ministra sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro chciał dożywocia. Sąd jednak oddalił kasację i utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji.
W czerwcu 2015 r. lubelski sąd uznał Marcina S. i Lindę M. za winnych tego, że działając wspólnie i w porozumieniu utrudniali postępowanie karne pomagając Kamilowi N. i Zuzannie M. uniknąć odpowiedzialności karnej w ten sposób, że bezpośrednio po zabójstwie przewieźli ich samochodem z Rakowisk do Krakowa oraz zacierali ślady przestępstwa zabierając ze sobą plecak, w którym były dowody zbrodni - noże, rękawiczki oraz części ubioru sprawców. Marcin został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i grzywnę w kwocie 8 tys. zł, a jego dziewczyna na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 5 tys. zł grzywny. Oboje zostali objęci dozorem kuratora w okresie próby.
W sierpniu 2015 r. Sąd w Białej Podlaskiej skazał Zuzannę M. na karę 2 lat więzienia w zawieszeniu na 4 lata za to, że dwa lata wcześniej doprowadziła do obcowania płciowego i poddania się innym czynnościom seksualnym 14-latkę. Sąd oddał ją pod dozór kuratora i zakazał zbliżania się do pokrzywdzonej. Ponadto Zuzanna była oskarżona o udzielanie Kamilowi N. i innemu wówczas 17-letniemu koledze marihuany.
7 grudnia 2039
Latem 2016 r. na sprzedaż został wystawiony dom państwa N. Budynek z działką wyceniane niemal na pół miliona złotych zostały wystawione na sprzedaż w cenie kilkukrotnie obniżonej. Nabywcy znaleźli się dopiero po dłuższym czasie. Dziś po krwawych plamach na elewacji nie ma już ani śladu. Obok stanął dziecięcy kosz do gry w koszykówkę.
Przez minioną dekadę Kamil zwiedził wiele zakładów karnych w kraju. Nie jest to fenomen, a raczej częsta praktyka w polskim więziennictwie. Od pewnego czasu przebywa w jednym z kryminałów w województwie lubelskim, blisko dwie godziny jazdy autem od swojego rodzinnego miasta. Zmężniał, zapuścił włosy, które wiąże w ciasny, niski kucyk. Właśnie skończył 28 lat. Zuźka zdecydowaną większość swojego wyroku przebywa w jednej jednostce penitencjarnej. Tych dla kobiet w naszym kraju jest znacznie mniej, stąd transporty nie są częste. W 2017 r. urzędowo zmieniła swoje dane osobowe – zarówno imię, jak i nazwisko. Oboje dobrze sprawują się w zamknięciu. Za kratkami zdali matury. Otrzymują wnioski nagrodowe i biorą udział w programach resocjalizacyjnych. W 2016 r. Zuzanna wygrała konkurs poezji więziennej. Dwa lata później, w tym samym konkursie, dostała nagrodę główną za zestaw wierszy. W późniejszych latach została wyróżniona także w innym konkursie literackich dla osadzonych.
„Módl się do swojego Boga, aby pomógł ci przestać tyle o mnie myśleć. Módl się, aby ściągnął z ciebie tę klątwę, którą nazywają pieszczotliwie pożądaniem. Nie martw się, możesz mieć bogów cudzych przede mną. Niech się ukłonią i być może raczę im dać wieczny odpoczynek. Nie bój się Boga, to tylko ja. Możesz mnie dotknąć, jeżeli nie wierzysz. Teraz módl się o mnie do mnie” – napisała w jednym ze swoich zwycięskich dzieł.
Według obliczenia kary dokonanego przez instruktora działu ewidencji Aresztu Śledczego w Lublinie izolacja „zabójców z Rakowisk” ma zakończyć się po 9125 dniach – 7 grudnia 2039 r. o godzinie 15.
Czytaj też: Powiat Zamojski: Wypadek w Krasnem. 19-latek uderzył fordem w przepust. Pasażer trafił do szpitala
Napisz komentarz
Komentarze