Moda wszechpotężną jest panią, ale rzadko łaskawą. Ile rodzin wtrąciła już w przepaść nieszczęścia, ile kobiet uwiodła do lekkomyślności, ile dziewcząt niewinnych sprowadziła już na ulicę! Czy trzeba jednak dlatego z góry wszystko potępić i napiętnować, co związek ma z modą? – pytał retorycznie w latach 30. ub wieku ks. Feliks Bodzianowski w popularnym poradniku pt. "Pełnia życia. Młodym Polkom i ich wychowawcom ku przestrodze".
Ten nobliwy duchowny nie zdawał sobie chyba sprawy z jak poważną mierzy się siłą.
Rozkazy każdorazowej mody
To była znacząca zmiana. Jak przekonują znawcy historii mody, w latach 1920-1925 ubiór wyzwolił się ostatecznie "z pęt" poprzedniej epoki. Kobiety cieszyły się wówczas coraz większą swobodą, były aktywne zawodowo, lubiły sport i taniec. Z tego powodu ceniły sobie ubranie praktyczne. Zrezygnowano wreszcie z gorsetu (na rzecz biustonosza i pasa do pończoch), "ignorowano talię i biust". Panie zaczęły nosić także krótkie fryzury i spódnice. Nowością były specjalne ubrania przeznaczone do uprawiania sportu i wypoczynku (np. tenisa, jazdy na nartach czy opalania się na plaży) lub podróżowania.
"W dzisiejszym czasie bardziej niż dawniej zwraca się baczną uwagę nie tyle na piękno twarzy, ale na harmonję (pisownia oryginalna – przyp. red.) całej postaci kobiecej" – czytamy w poradniku Julii Świtalskiej z lat 30. ub. wieku (była m.in. lekarzem, specjalistą chorób wenerycznych i pionierką kosmetologii lekarskiej w Polsce). "Moda nakazała poczytywać za ładną – kobietę szczupłą i wiotką. Wszystkie modele współczesnych sukien są do takiej właśnie sylwety przystosowane".
Obowiązywało kilka zasad. W latach 20. i 30. ub. wieku kobiece ubrania musiały być przede wszystkim wygodne. Nie mogły ograniczać swobody ruchów.
"W 1925 r. spódnica stała się krótsza niż kiedykolwiek wcześniej, talia zaś była obniżona i niezbyt silnie zaakcentowana" – pisał Francois Boucher w swojej "Historii mody". "Charakterystycznymi elementami ubioru kobiecego były: prosta suknia tunika z dekoltem i bez rękawów, sięgająca nieco poniżej kolan, głęboki kapelusz-klosz nasunięty aż na oczy, mocno wycięte pantofle, modna stała się też gładka, krótka fryzura".
Popularni kreatorzy mody promowali styl tzw. chłopczycy. Jego atrybutami były: biała bluzka i męski krawat. Panie nosiły także proste płaszcze oraz przypominające męskie: okrycia przeciwdeszczowe. Popularne stały się także krótkie suknie wieczorowe (bez zapięcia), które kobiety zakładały przez głowę. Obszywano je koralikami, miały luźny krój i dekolt z tyłu.
Poszukiwano nowych tkanin dla modnych kreacji. Popularna w tych czasach była matowa lub błyszcząca satyna, ale także nowe materiały: muślin czy m.in. szkocka wełna. W wielu kreacjach dominowała biel i czerń, jednak dbano o barwne dodatki (chusty, szale itd.). Pojawił się też nowy, epokowy wynalazek: zamek błyskawiczny. Do lamusa odstawiono za to koronki, kwiaty i pióra.
"Znikły dawne sposoby ubierania się, dzielące każdą suknię na dwie części, na stanik i spódnicę. Dziś suknie kobiece drapują całą postać, zmuszając do używania innego rodzaju bielizny tzw. combinaison, które nie przecinają w pasie linii sukni" – zauważyła Julia Świtalska. I dodała: "Natura nie zawsze okazuje się posłuszną rozkazom każdorazowej mody, a stąd pogoń kobiet za smukłemi linjami, stąd walka by być raczej chudą niż normalnie zbudowaną. Kobiety, prowadzące dziś gorączkowe kuracje odtłuszczające, nie zwracają zbyt często na to uwagi, że ich modne sylwety tylko we współczesnych sukniach dobrze wyglądają i, że nieubrane, mogą one tylko swą chudością budzić niesmak".
Takie tłumaczenia nie musiały przynosić skutków. W poradnikach dla pań z tych czasów przyznawano z rezygnacją, iż pomimo swych "najdziwaczniejszych fantazyj", moda pozostanie jeszcze długo wszechwładną władczynią kobiet.
Guma pod modną suknią
Panie otyłe były w wielkim kłopocie. Co można było zrobić? Julia Świtalska przekonywała jej współczesne kobiety, że tzw. głodówki nie są najlepszym sposobem na zyskanie smukłej sylwetki. "Powinniśmy dbać o to, by utrzymać równowagę ciężaru ciała. Nie należy nagle zbytnio chudnąć (...), lecz doszedłszy do normy, stale i równomiernie utrzymywać swoją wagę przez odpowiednie żywienie się i odpowiedni tryb życia" – czytamy w jej poradniku. "Każda uważająca na siebie kobieta powinna ważyć się raz na miesiąc dla kontroli (...). W związku z racjonalnym odżywianiem się można ogólnie zalecić do użytku: owoce, sałaty, ogórki, rzodkiew, jarzyny liściaste, jak: kapusta włoska, biała i czerwona, z zup: rosół chudy, pieczone i gotowane mięso bez tłuszczu".
Autorka poradnika zalecała paniom podążającym za najnowszymi, modowymi trendami unikanie... klusek i makaronów. Polecała także leczenie w popularnych zakładach kąpielowych oraz domowe kąpiele: słone lub ziołowe. Odradzała za to używanie przeróżnych, reklamowanych w prasie pompek ssących, bo "są to środki humorystyczne, obliczone na łatwowierność publiczności".
Co do popularnych pasów gumowych, autorka poradnika nie wyraziła jednak aż tak jednoznacznej opinii. "Faktem jest, że sznurówki i gorsety naszych matek i babek zastąpione zostały przez gumowe pasy pod nazwą X,Y, wkładane pod bieliznę" – przyznała Julia Świtalska. "Te pasy brzuszne, uciskające wnętrzności, wątrobę, śledzionę, naczynia krwionośne i nerwy, są tak samo niehygjeniczne (pisownia oryginalna – przyp. red.), jak dawniejsze sznurówki (...). Noszone pod bielizną, izolują zupełnie skórę, wstrzymują jej oddychanie i wydzielanie, przez co skóra wiotczeje i odparza się, tworząc dokuczliwe, swędzące wypryski".
Panie uporczywie noszące te nowe, gumowe gorsety cierpiały na stany zapalne skóry (czasami ze skomplikowanymi powikłaniami). "Jedynie pasy z gumowej, jedwabnej plecionki są polecenia godne i mogą być noszone przez cały dzień, bez szkody dla organizmu, a przytem, dostosowane do figury dają dobrą linję do modnych sukien" – zapewniała autorka poradnika.
Za to cudownym sposobem na odchudzanie był podobno umiejętnie stosowany masaż. Polepszał on krążenie krwi naszych matek i babek i pobudzał do właściwej przemiany materii. Ponadto koił skołatane nerwy. To wszystko pomagało kobietom schudnąć.
Co ważne, masaż można było stosować jedynie po wcześniejszym, lekarskim badaniu "pod względem ginekologicznym i wewnętrznym". Dlaczego?
"Sama widziałam przypadek, gdy pewien mąż, nie rozumiejąc konsekwencji swego czynu, rozmasował swej żonie nogę z żylakiem" – pisała Julia Świtalska. "Skrzep poszedł do mózgu, zaczopował arterię, nastąpiło porażenie, a po kilku miesiącach męczarni – śmierć".
Maszyna Mary i podobne do kaczek
Dla pań chcących ładnie wyglądać polecana była gimnastyka "we wszelkich jej rodzajach i odmianach". Nie tylko sprzyjała ona zrzuceniu zbędnych kilogramów, ale także przyczyniała się do "wytworzenia większej harmonij ruchów". W Polsce dobrodziejstwa takiej gimnastyki nie były jednak przed ostatnią wojną należycie doceniane. Panie wiele na tym traciły.
"Na zagranicznych boiskach sportowych, na kortach tenisowych, na przystankach wioślarskich, ileż można zobaczyć kobiet koło pięćdziesiątki, którym nasze panie, o wiele i to o wiele młodsze mogłyby pozazdrościć kształtów, ruchów i zdrowej, świeżej cery" – czytamy w jednym z przedwojennych poradników. "U nas zaś, gdy chociaż przez chwilę obserwuje się nasze panie przy przystankach tramwajowych lub na dworcach kolejowych, gdy są zmuszone zrobić parę kroków nieco szybciej, brak wysportowania czyni je podobnemi z wdzięku i ruchu do kaczek".
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze