Jeśli w rozgrywkach mają grać te same zespoły, uzupełniane spadkowiczami i beniaminkami, to dla jakości nie ma znaczenia, czy rozegrają trzydzieści, czy trzydzieści siedem kolejek, czy będą rywalizowały klasycznym systemem dwurundowym, czy też po sezonie zasadniczym zostaną podzielone na dwie grupy, które we własnym już gronie zaliczą dodatkową rundę. Pisałem już wielokrotnie, że aby taka "okręgówka" stała na wyższym poziomie, a zespoły z dołu tabeli nie odbiegały tak od czołówki, potrzebne są liczne reformy systemowe, począwszy od zmiany sposobu zarządzania klubami, a skończywszy na sprawach czysto szkoleniowych. Polska piłka nożna półprofesjonalna i amatorska wciąż oparta jest na społecznikach, którzy nie dość, że poświęcają własny czas, ciężko pracując na rzecz sportowej społeczności, to jeszcze zwykle muszą do tego dołożyć z własnej kieszeni, a w "podzięce" wyleje się na nich fala internetowego hejtu.
Co innego, gdy reformatorzy odrzucają ze sztandarów hasło "wyższy poziom", a zamieniają je na "atrakcyjność". Co jakiś czas warto bowiem zamieszać w szklance ligowej herbaty, by zrobiło się ciekawiej, atrakcyjniej. Jeśli reforma ma wpłynąć na jakość rozgrywek ligowych, to musi być oparta na eliminowaniu słabych, którzy nie mają ambicji lub możliwości, by się podciągnąć, tylko tkwią w marazmie, a ich udział w piłkarskiej rywalizacji wiąże się jedynie z nadzieją na przetrwanie kolejnej rundy. Uważam, że dobrym na to sposobem jest utworzenie w województwie lubelskim z czterech grup klasy okręgowej (bialskopodlaskiej, chełmskiej, lubelskiej i zamojskiej) dwóch grup klasy międzyokręgowej, powiedzmy – północnej i południowej. Jest wiele atutów, przemawiających za taką zmianą. Ot, chociażby taki, że w zamojskiej klasie okręgowej jest sporo zespołów, które mają aspirację gry w lidze wyższej niż "okręgówka", ale na IV ligę jeszcze nie są gotowe. I pewnie długo nie będą. Klasa pośrednia byłaby dla nich odpowiednim rozwiązaniem.
Napisz komentarz
Komentarze