OD KALAFONII DO ALWY
Zanim przedstawimy bohatera naszej historii, warto kilka słów poświęcić klubowi, w którym spędził on całe swoje życie. Alwa Brody Małe zawdzięcza swoją nazwę Aleksandrowi Waligórze, który jeszcze przed II wojną światową miał fabrykę kalafonii i terpentyny. To właśnie od początkowych sylab (tzw. akronim) imienia i nazwiska właściciela powstało słowo "Alwa". Najpierw zadomowiło się jako nazwa miejscowego przedsiębiorstwa remontowego przemysłu drzewnego, a w połowie lat sześćdziesiątych trafiło do annałów piłkarskich jako nazwa nowo powstałego klubu. Miejscowi z powstaniem drużyny kojarzą dwa nazwiska: Wacława Kowalskiego i Stanisława Kota.
W gronie pierwszych zawodników znajdował się na pewno grający na lewej obronie Zygmunt Węgrzyn – tata bohatera naszego tekstu. Andrzej – najstarszy z trójki rodzeństwa – pojawił się na świecie w październiku 1969 roku, niedawno świętował więc okrągłe 50 urodziny. Życzenia odbierał oczywiście na boisku, rozgrywając kolejne spotkanie w barwach zielono-żółto-niebieskich.
SZCZĘŚCIE DEBIUTANTA
A debiutował 30 września 1984 roku meczem z LZS Ruszów, który Alwa wygrała aż 15:0 (3:0)! Z jednej z tekturowej teczek Andrzej Węgrzyn wyjmuje protokół meczowy, który pieczołowicie przechowuje do dzisiaj.
– Proszę spojrzeć, nie miałem nawet piętnastu lat. Ale wówczas czternastolatek mógł już grać w seniorach. Zresztą miałem trochę szczęścia. Początkowo byłem wpisany w protokole jako rezerwowy, ale jeden ze starszych kolegów nie dotarł i wpuścili młodego – wspomina wieloletni gracz Alwy. – To były zupełnie inne czasy. Przebieraliśmy się na terenie zakładu, a następnie przechodziliśmy przez ulicę na stadion. O prysznicu po meczu nie było mowy.
W tej samej teczce znalazł się też szkolny zeszyt, w którym ręką autora pieczołowicie spisane zostały składy, wyniki meczów i tabele z lat dziewięćdziesiątych.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze