Zdarzyło ci się wykorzystać znajomość sztuki walki prywatnie?
– Jak dotąd nie było takiej potrzeby, bym musiał korzystać z tych umiejętności, ale też nie ukrywam, że dzięki nim czuje się bezpiecznie.
Sumo kojarzy się z japońskim sportem, z zawodnikami ogromnej postury, do której tobie daleko. Skąd twoje zainteresowanie tą akurat dyscypliną?
– Z sumo za bardzo się nie obnoszę, uważam się raczej za zapaśnika. A zaczęło się ponad 10 lat temu od plakatu w Szkole Podstawowej w Tyszowcach, zachęcającego do udziału w sekcji zapaśniczej. Postanowiłem sprawdzić co to takiego. Powiedziałem mamie, że chciałbym uczestniczyć w treningach, a mama bez wahania się zgodziła. Była to alternatywa dla mojego temperamentu i nieograniczonych pokładów energii. Na początku, a miałem wtedy 8 lat, na treningach była to czysta zabawa, szaleństwo co mi akurat bardzo pasowało. Nie sądziłem, że przerodzi się to w moją pasję, którą będę pielęgnował i piął się coraz wyżej. Dziś mogę tylko podziękować mamie, że poszła ze mną na pierwsze zajęcia. To była dobra decyzja.
Pamiętasz swój pierwszy sukces?
– Nie, ale pamiętam pierwszą porażkę.
Cały wywiad dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze