Dorota Lisowska, żona Przemka, zapamiętała ten moment sprzed trzech lat, kiedy na twarzy Przemka zaczynały pojawiać się żółte plamy. Poprosiła, aby zrobił badania.
– To wtedy zaczął się dla nas trudny czas. Przemek poszedł na badania rano, już po kilku godzinach zadzwonił, że musi zgłosić się następnego dnia rano do lekarza. Okazało się, że próby wątrobowe są bardzo podwyższone – wspomina Dorota.
Przemek trafił na oddział zakaźny szpitala w Tomaszowie Lubelskim. Tam postawiono diagnozę: marskość i niewydolność wątroby. Po dwóch tygodniach Przemek został przewieziony do szpitala w Zamościu, gdzie badania rozszerzono. Po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu Zamościu młodego mężczyznę przewieziono do Lublina. Przeszedł kolejne badania i zabiegi.
– Po paru miesiącach spędzonych w szpitalach, Przemek wrócił do domu, bo jego wyniki się polepszyły. Czuł się o wiele lepiej. Na jego twarzy nie było widać już choroby. Oboje odetchnęliśmy z ulgą i uznaliśmy, że nasz koszmar skończył się – opowiada Dorota Lisowska.
Przemek wyjechał do Lublina, ona do pracy w Holandii. Po dwóch miesiącach dołączył do niej. Czuł się dobrze. Kilkanaście dni później zaczął strasznie puchnąć na twarzy. Pojechali do miejscowego lekarza. Zrobiono badania, prześwietlenie.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze