Drogi wytyczane przez agencje muzyczne i artystów coraz częściej prowadzą do prywatnych domów.
- Pamiętam organizację pierwszego koncertu. Zainspirowały mnie miejsca i domy, w których odbywają się House gigi. Moja inicjatywa wynikała z miłości do muzyki. Długo nie zastanawiałam się nad pomysłem zaproszenia Seed Holden i Jagi Zawiślak do naszego domu, który nazywamy już Skarpą nad Bugiem we Włodawie. Myśl o wydarzeniu szybko się zmaterializowała – opowiada Jolanta Dywańska z Włodawy. - Mile wspominam ten event, ponieważ było to połączenie różnych stylów muzycznych. Następnie zaprosiłam zespół Knedlove i był to zupełnie inny ładunek energetyczny.
Na koncertach w domu pani Jolanty pojawiła się ogromna liczba osób. To pokazało zainteresowanie włodawian takimi wydarzeniami.
- Bliskość między artystą a publicznością jest możliwa do uzyskania właśnie w house gigach, chyba w największym stopniu. Trzeba doceniać także koncerty na wielkich scenach w dużych miastach, ale domówki mają swoją unikalność, dzięki intymności. Przyjaciele i znajomi znajomych bardzo szanują dom, w którym gra artysta. Przestrzeń mieszkania robi się piękna sama w sobie, a człowiek ma muzyczną twórczość na wyciągnięcie ręki. Myślę też, że tęsknota za kolejnymi house gigami towarzyszy właścicielom mieszkań, którzy kultywują ten trend naszej kultury – dodaje kobieta.
Muzyk Wawrzyniec Jan Dąbrowski o pseudonimie Henry No Hurry gra regularnie na różnych scenach muzycznych w Polsce. Stopniowo jednak tracił zainteresowanie wielkoscenicznymi występami na rzecz właśnie kameralnych koncertów, które artyści zwykli nazywać gigami. Ostatnio był na domówce we Włodawie i w Chełmie.
Okazuje się, że era występów w mieszkaniach nie była wynikiem pandemii, ale palącą potrzebą słuchaczy, którzy chcieli poczuć klimat koncertów house gig. Jak mówi wykonawca, ważną wartością dla niego, jako twórcy, jest kameralna przestrzeń oraz bezpośredni kontakt z ludźmi.
- Od momentu założenia projektu Henry No Hurry w ponad pięćdziesięciu procentach moje koncerty odbywają się w prywatnych mieszkaniach, na zaproszenie właścicieli - mówi Henry No Hurry Wawrzyniec. I dodaje, że domówki mają zupełnie inną charakterystykę, ponieważ potrafią być okazją do wspólnego celebrowania chwili przez kilkadziesiąt osób, bez względu na proponowany gatunek muzyczny.
Dzięki takiej idei koncertów wzrosły szanse organizowania koncertów w małych gminach np. tych z powiatu włodawskiego – dodaje artysta, który zagrał w życiu około 800 koncertów, w tym już 335 domowych.
Wspólne opowieści i anegdoty podczas koncertów, wzajemne spędzanie czasu wraz z kameralną publicznością daje artyście unikalność prowadzonych gigów. Prowadzone eventy to rodzaj spotkania składającego się nie tylko z występów, ale i wspólnej biesiady, podczas której ważną rolę odgrywa rozmowa pomiędzy artystą a słuchaczem.
Jak zorganizować domowy koncert? Właściciele mieszkań zgłaszają się z prośbą o organizację wydarzeń w mieszkaniach. Wymogami, jakie muszą spełnić słuchacze, są: przygotowanie posiłku i nocleg, oraz odpowiednia przestrzeń akustyczna. Zespoły koncertują zazwyczaj w kilka osób. Od 30 do nawet 40 słuchaczy podczas wydarzenia, otrzymuje pamiątkowe bileciki z kapelusza. W zamian publiczność wrzuca datki. Kolejne miejsca w programie koncertów pojawiają się w kalendarzu po spełnieniu wymogów. Najbardziej zagorzali miłośnicy koncertów w domach, zapraszają artystów do siebie wielokrotnie.
- Z technicznego punktu widzenia organizacja jest bardzo prosta. Potrzebujemy pomieszczenia, które ma minimum dwadzieścia metrów kwadratowych i właścicieli, którzy mają trochę znajomych chętnych do słuchania dobrej muzyki, w takiej, nietypowej aranżacji i sytuacji. Zazwyczaj w tym mieszkaniu, w którym gramy koncert, nocujemy, jemy tam, a także przywozimy malutkie nagłośnienie - mówi Bartłomiej Borowicz, prowadzący agencję Borówka Music. - Koncertów domówkowych zrealizowaliśmy ponad 600.
Czy to się im opłaca?
- Na koncercie w klubie jesteśmy w stanie sprzedać od 50 do 100 biletów. W przypadku koncertów w mieszkaniu wspiera nas zwykle od 30 do 40 osób. Raz tych pieniędzy jest mniej, raz więcej. To zupełnie nieprzewidywalne, ale nie aspekt finansowy jest dla nas najważniejszy. Mamy kilka "lokalizacji domowych" w powiecie włodawskim, gdzie wracamy bardzo chętnie - dodaje Borowicz.
House gigi to koncerty, ale również spotkania z teatrem lub poezją i fotografią. Najważniejsza jest chęć goszczenia kogoś w przestrzeni prywatnej. Ograniczeniem dla właściciela jest jedynie miejsce, które udostępnia.
- Przez wiele lat w Radzyniu Podlaskim prowadziliśmy z żoną kawiarnię i herbaciarnię artystyczną „Kofi&Ti", gdzie organizowaliśmy kameralne koncerty. Nazywaliśmy ją trzecim miejscem - miejscem spotkań. Odkąd sprzedaliśmy firmę i przeprowadziliśmy się pod miasto, to zmieniła się też nasza przestrzeń do takich eventów. Dziś zapraszamy na house gigi, czyli do naszego prywatnego domu. Przyjeżdżają znajomi, znajomi znajomych – opowiada Jakub Jakubowski, który aktualnie organizuje koncerty domówkowe pod nazwą "Przygrywki. Kultura tu i tam".
I wyjaśnia, że to od gospodarzy domu zależy między innymi gatunek muzyczny, a także warunki, na jakich organizowane jest wydarzenie, jego skala i sposoby promocji. Nie ma ograniczeń. Zdradza też, że nie są to bardzo kosztowne wydarzenia.
- Często muzycy trafiają do naszego regionu z trasy, pomiędzy Białymstokiem a Lublinem. Czasem chcą przyjechać tu specjalnie, po słyszeli pozytywne opinie. Dwa lata temu w naszym domu występował Czesław Mozil, w innym czasie duety Jarząbek-Jurkiewicz i Kirszenbaum czy Jan Kondrak. W naszym pokoju kominkowym przed dwu laty występował John Porter, a to postać kultowa. W tamtym roku gościliśmy Zuzannę, zespół "Muzyka Końca Lata". Przyjmowaliśmy także artystów zza granicy, takich jak Ragnar Olafsson z Islandii, Phil Bracken z Australii czy Postman z Ukrainy.
Napisz komentarz
Komentarze