Kowalem był Stanisław Cholewiński (ur. 1876, zm. 1958), żołnierz frontowy I wojny światowej. Do domu wrócił dopiero w 1918 roku. Wyniszczony, z odmrożonymi nogami –pamiątką po zimowych walkach gdzieś w Austrii, gdy zamiast butów nosił na nogach owijki z worków. To właśnie Stanisław postawił w Pniówku drewnianą kuźnię.
– Dlaczego to właśnie dziadek został kowalem? Nie wiem. Jeden z jego braci, Wojciech został rolnikiem w Ruszowie, drugi Józef osiadł na roli w Zwódnem. Józwa, bo tak nazywano Józefa w rodzinie, był postrachem miejscowych muzyków. Potrafił przetańczyć orkiestrę. Gdy pojawiał się na weselach i zabawach potrafił tańczyć bez wytchnienia. A to był wstyd dla orkiestry, kiedy tancerz miał siły tańczyć, a orkiestra nie miała sił grać. Dla orkiestry to była plama na honorze – mówi Zbigniew Cholewiński, wnuk kowala Stanisława.
Kowal Stanisław, potężnej postury człowiek za żonę wziął sobie Mariannę z domu Szajnogę z Jarosławca. Urodziła mu trójkę dzieci: Stanisława, Emilię i Wiktora.
Najmłodszy Wiktor miał dryg do mechaniki. Coś konstruował, coś naprawiał. Zaraz po wojnie pracował w zakładzie transportu łączności w Lublinie, w filii w Zamościu. Był mechanikiem samochodowym. Potem był zatrudniony w zakładzie energetycznym w Zamościu. Rodzinna opowieść mówi, że miał notes, w którym własnoręcznie rozrysował schematy techniczne powojennych samochodów: syreny, żuka i warszawy. Wiktor zginął tragicznie w 1967 roku, podczas pracy. Miał 42 lata.
Z szewca na kowala
Kuźnie po ojcu przejął syn Stanisław (ur. 1914 r.), ale nie od razu. Na początku ojciec posłał go na terminowanie do miejscowego szewca o nazwisku Muzoła. Minął jeden rok, potem drugi. Kowal Stanisław co jakiś czas pytał Muzołę jak się syn sprawuje, czy będzie z niego szewc.
– A bo ja wiem – odpowiadał niezmiennie nauczyciel szewskiego zawodu.
W końcu zdenerwowany takim postawieniem sprawy kowal Cholewiński zabrał syna z terminu. I tak Stanisław junior zaczął pracować u ojca w kuźni. Najpierw kuli i podkuwali w drewnianej kuźni przy domu, potem w kuźni, która była w dworze Marii z Krodkiewskich Wyszyńskiej w Pniówku. To była jak na tamte czasy kuźnia dość nowoczesna wyposażona w wentylator na korbę.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze