Mąż kobiety obserwował podobno także jadące na sygnałach radiowozy i karetkę. Od razu skojarzył to z niezwykłą, opisywaną wcześniej sytuacją. Do pracowników budowy, na której pracował ten mężczyzna, dotarły potem także inne wieści na ten temat starszej osoby, która w ostatniej chwili uniknęła pochówku.
– Ta kobieta ma się ponoć teraz dobrze – poinformowała nas Czytelniczka (z wyraźnym zdziwieniem).
Pogrzebany żywcem
Sprawdziliśmy te niezwykłe, dość elektryzujące wieści u sołtysa miejscowości, w której rzekomo doszło do tego niecodziennego wydarzenia. Zadzwoniliśmy też do pobliskiego urzędu gminy. Urzędnicy nie byli chyba tym telefonem zdziwieni. Podczas rozmowy z nami potwierdzono jedynie, że w okolicy... były takie plotki.
Domyślano się także o jaką zmarłą osobę mogło ewentualnie w tej historii chodzić. Jednak – jak nas zapewniano – jej przebudzenia się z trumny, z całą pewnością nie było.
Podobnych opowieści nigdy jednak nie brakowało. Do niezwykłej i – jak nas zapewniano: na pewno prawdziwej historii miało dojść w latach 50. ub. wieku w Horyszowie Polskim (gm. Sitno). To ważna miejscowość na gminnej mapie. Dlaczego? Na początku XX w. (w latach 1901-1903) wybudowano tam piękną, murowaną cerkiew prawosławną. Jej styl określono wówczas jako neoromański, ale w budynku wyraźnie można zauważyć także ślady wschodniego stylu bizantyjskiego. Obok świątyni założono cmentarz (związanych jest z nim wiele niesamowitych opowieści, o czym pisaliśmy obszernie jakiś czas temu – przyp. red.).
Po I wojnie światowej dawna horyszowska cerkiew została przekazana katolikom. Założono tam także rzymsko-katolicką parafię. Pierwszym jej proboszczem (w latach 1919-1921) był ks. Józef Barszczewski. Natomiast w latach 1956-1967 tę zaszczytną funkcję pełnili kolejno: ks. Jan Mazur, ks. Tadeusz Malec i ks. Wacław Chromiak. Podczas "proboszczowania" jednego z nich miało dojść do mrożącej krew w żyłach historii.
– Ta dziwna sytuacja mogła wydarzyć się pod koniec lat 50. lub na początku lat 60. ub. wieku. Byłam wtedy młodą dziewczyną, jednak doskonale pamiętam jak bardzo poruszyła ona wówczas serca i umysły wielu parafian – opowiada nasza Czytelniczka, mieszkanka jednej z wiosek w gminie Sitno (nazwisko do wiadomości redakcji). – W naszej parafii pracował wówczas pewien sympatyczny, młody wikariusz. On pewnego dnia zachorował i szybko zmarł. Odbył się jego pogrzeb: oczywiście z całą kościelną, nabożną oprawą. Ciało tego księdza złożono w trumnie, a trumnę – w grobowcu na pobliskim cmentarzu.
Następnego dnia po pogrzebie wikariusza na horyszowskim cmentarzu usłyszano jakieś głośne dudnienie i stłumione okrzyki. Po pewnym czasie, stwierdzono, iż owe tajemnicze dźwięki wydobywają się z grobowca, w którym pochowano młodego duszpasterza.
– Zaraz, natychmiast, zawiadomiono grabarza, który grobowiec otworzył. I tam zobaczono tego młodego księdza: wycieńczonego, ale przecież żywego! Nie wiem jednak czy on sam wydobył się wcześniej z trumny, czy go z niej wówczas dopiero wyzwolono... O tej niezwykłej historii mówiła potem cała okolica – przekonuje nasza Czytelniczka. I dodaje: – Do dziś nie wiadomo jak do tego wszystkiego mogło dojść, na co duszpasterz przed ową pozorną śmiercią zachorował i co w tym grobie przeżył... Nie pamiętam też jego nazwiska.
Ten ksiądz krótko pracował potem w parafii. Następnie słuch jakoś po nim zaginął.
Próbowaliśmy potwierdzić te informacje. To się jednak nie udało. Wygląda na to, że może to być kolejna, niesprawdzona pogłoska (lub z jakichś powodów prawdziwą historię potem zatuszowano). Niektórzy mieszkańcy gminy twierdzą nawet, że można ją od razu między bajki włożyć.
– Mieszkam w Horyszowie Polskim od 25 lat. I nigdy o takiej sytuacji nie słyszałam – zapewnia Wioletta Wiech, sołtys Horyszowa Polskiego.
Nacinanie pięt
– Ludzie bali się kiedyś pogrzebania żywcem. Być może takie historie się zdarzały, ale... chyba nie w naszej miejscowości, nie na naszym cmentarzu. Może ktoś coś pomylił, coś dodał, zmyślił, ubarwił... – zastanawia się inny mieszkaniec tej miejscowości. Jednak po chwili namysłu dodaje: – Kiedyś medycyna była na niskim poziomie. Łatwo było żyjącego uznać za zmarłego. Niczego zatem nie można wykluczyć... Brrr, strach bierze, gdy o tej historii myślę...
Opowieści o tzw. pozornej śmierci i pogrzebaniu żywcem były koszmarem naszych dziadów i pradziadów. W Zamościu znana była np. przed I wojną światową opowieść o pewnym mężczyźnie z ul. Browarnej (teraz to ul. Kilińskiego). Została ona opisana w książce Marii Matuszewskiej pt. "Miniony czas ulicy Browarnej w Zamościu". Ów obywatel zmarł, został złożony do trumny i podczas ceremonii pogrzebowej... ożył.
Więcej w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze