W sukurs szły wydawane w wielotysięcznych nakładach poradniki. Co ważne, wiele forsowanych przez autorów tych publikacji zasad nadal jest aktualnych. Warto się im przyjrzeć.
Nie chichocz, nie ćmij
"Jak przygotowywać się na zabawę? Przede wszystkim trzeba się porządnie umyć, aby nie razić innych zapachem potu (...)" – czytamy w jednej z takich porad. "Na zabawę taneczną idziemy przede wszystkim po to, żeby tańczyć. Niewłaściwie więc postępują ci mężczyźni, którzy stłoczeni w jeden kąt ćmią papierosy i obserwują tańczące pary (...). Szczególnie jest to rażące, gdy kobiety tańczą ze sobą, bo nie mogą się doczekać aż mężczyźni zaproszą je do tańca".
Potańcówki w latach 50. ub. wieku były niezwykle popularne. Organizowano je niemal w każdym miasteczku, wsi i przysiółku. Potrzebna była do tego jedynie zbita z desek "estrada". Układano ją często bezpośrednio na ziemi, a w wersji luksusowej budowano także zadaszenie, które miało chronić tańczących przed deszczem. Wówczas wystarczyło zorganizować kapelę, lub przynajmniej harmonistę i można było szaleć do białego rana. Takie zabawy organizowano także w miejskich parkach, na plażach, w domach kultury oraz w coraz liczniej powstających świetlicach wiejskich.
Często były one drewniane. To mogło stanowić niebezpieczeństwo. Dlatego autorzy "Poradnika Gospodyni Wiejskiej" wydanego w 1956 r. przez Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne tłumaczyli, iż tańczący na potańcówkach mężczyźni nie powinni palić papierosów, bo mogliby zaprószyć ogień w świetlicy, a nawet np. w – jakimś tanecznym uniesieniu – podpalić włosy partnerek. Dobrze wychowany tancerz nie powinien też ruszać w pląsy w czapce, szaliku czy zabłoconych kaloszach. Dlaczego? Były to bowiem jaskrawe dowody złego wychowania, godne pospolitego prymitywa.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze