"Wiadomo jaką grozę i zniszczenie niosą ze sobą fale wezbranych wód. Wiadomo, że w rzekach i stawach czyha na nieostrożnych topielec wciągający ludzi w wiry i głębiny" – pisali w 1960 r. Roman Reinfuss i Jan Świderski w książce pt. "Sztuka ludowa w Polsce". "Dlatego nad wodami stawia się figury św. Jana Nepomucena, który znalazł śmierć w falach Wełtawy i w wierzeniach ludowych figuruje jako patron od powodzi i śmierci przez utopienie".
To, co czyhało w jeziorach, rzekach i na bagnach na poczciwych mieszkańców naszego regionu, naprawdę mogło budzić grozę. Można tam było np. spotkać straszne Topczyki. Były to stwory jakby żywcem wyjęte z sennych koszmarów.
"Topczyk jest to istota bez chrztu utopiona. Rośnie do lat siedmiu we wodzie, potem ożyje i różne ludziom figle płata, a nawet ich ściąga do wody – ale tylko w nocy" – pisał ze znawstwem (w 1884 r.) Oskar Kolberg o topielcach (lub wodnikach).
Dochodziło do nietypowych spotkań. We wsi Wólka Żółkiewska, w strudze Otchlin – która za Krasnymstawem wpadała do Wieprza – rybakom udało się przypadkowo złapać dwóch Topczyków. Jeden był garbaty, a drugi porośnięty sierścią. To była sensacja. Zaraz zaprowadzono ich do sąsiedniego dworu. Schwytanych stworów nie można było jednak dokładnie obejrzeć (a ciekawskich ponoć nie brakowało), bo kryły się po kątach. Dziedzic szybko jednak sprowadził księdza, który zaraz złapane Topczyki... ochrzcił. Wtedy zaczęły się uskarżać na swój los.
"Dowiedziano się, że matka ich była niemą, i tak sobie ich dostała od kogoś i potopiła: i, że ów garbaty, to w garnek był włożony, ale po siedmiu latach garnek pękł, a on wyszedł ze skorup i rósł w wodzie" – czytamy w XIX-wiecznej relacji. "Topczyki, kiedy wkrótce potem pomarły, zostały pochowane na cmentarzu".
Czasami takie stwory przemieniały się w "niesiotry" (czyli jesiotry). Tyle, że wtedy miały podobno dziwnie zaokrąglone łby. Po nich można je było rozpoznać... Zwykle Topczyki przypominały jednak ludzi. Wiadomo np., że jeden z tych groźnych stworów grasował w rzece, w okolicach Radecznicy (zachowała się obszerna relacja na ten temat). Nie tylko Topczyki były zresztą niebezpieczne.
W okolicach bagien i leśnych rozlewisk można też było spotkać złowieszcze widma, błędne ogniki oraz groźne upiory i "strachy". Lud wierzył, że ochronę mogą przed nimi mogą zapewnić kapliczki i "święte figury". Dlatego stawiano je w miejscach uważanych za ważne lub niebezpieczne. Były one także pocieszeniem dla strudzonych wędrowców i zapracowanych w polu gospodarzy. Można się było przy nich pomodlić, poskarżyć Bogu, podumać...
Wydaje się, że były to przyczyny, dla których stawiano na polach Zamojszczyzny także figury św. Jana Nepomucena. Bo przez swoją męczeńską śmierć (utonął w rzece) specjalizował się w ochronie przed podwodnymi, złymi mocami.
Jednak, jak się okazuje, w naszym regionie powody niezwykłej adoracji tego świętego były znacznie bardziej złożone. Udowodniła to Agnieszka Szykuła-Żygawska w swojej ostatniej książce pt. "Figury Jana Nepomucena w Ordynacji Zamojskiej 1725-1944".
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze