Delegacja z belgijskim księciem jechała z Warszawy do Łańcuta. Odwiedzili też Zamość – wspomina Eugeniusz Cybulski (dziś ma 85 lat). – Pamiętam, że książę przyjechał z odpowiednią obstawą. Zaprosiłem go do Ratusza. Tam opowiadałem mu o historii Zamościa. On był nią bardzo zainteresowany. I chociaż nie miał wiele czasu, postanowił nasze Stare Miasto zobaczyć. Wybraliśmy się wówczas m.in. na jedno ze staromiejskich podwórek przy ulicy Staszica.
Wtedy doszło do niecodziennej sytuacji.
Książę wyszedł bez szwanku
Eugeniusz Cybulski zawsze pasjonował się historią Zamościa. I potrafi o tym opowiadać w fascynujący, pełen werwy sposób. Książę Filip to docenił. Podczas spotkania zadawał mnóstwo pytań. A gdy usłyszał, że prezydent Zamościa nie jest z wykształcenia historykiem sztuki, ale inżynierem, był tym podobno bardzo zdziwiony. Opowieści o historii Zamościa były kontynuowane także podczas spaceru z księciem po podwórku przy ul. Staszica. Przerwała je sprzątaczka.
– Nagle otworzyły się jakieś drzwi i chlusnęła z nich brudna woda – opowiada Eugeniusz Cybulski. – Niewiele myśląc: zasłoniłem księcia własnym ciałem! Zostałem oblany, ale książę wyszedł z tego bez szwanku. Był suchy. Okazało się, że pewna pani sprzątała klatkę schodową i nas nie zauważyła... Wspominam to wydarzenie do dzisiaj. Z rozbawieniem.
Eugeniusz Cybulski dobrze zna każdy zakamarek Starego Miasta w Zamościu. W latach 1949-1953 uczył się tutaj w I Liceum Ogólnokształcącym (z dumą mówi, iż jego nauczycielami byli znakomici profesorowie m.in. Michał Pieszko i Stefan Miler). Mieszkał na stancjach w kilku staromiejskich kamienicach.
– Zamojskie Stare Miasto wygląda teraz inaczej niż w latach 50. czy 60. ub. wieku. Wówczas budynki starówki były zaniedbane, odrapane, monotonne. To dopiero podczas renowacji prowadzonych pod okiem m.in. znakomitego prof. Wiktora Zina przywrócono wiele detali architektonicznych. Wśród nich były także słynne, zamojskie attyki – opowiada Eugeniusz Cybulski. – Jednak największym kłopotem starówki był wówczas brak kanalizacji i wodociągów. To była udręka dla mieszkańców. Pamiętam, że ja sam biegałem z wiadrami po wodę do zamojskiego Ratusza.
Brudną wodę wylewano natomiast do ulicznych rynsztoków lub po prostu na podwórka. To dlatego niemal oblano belgijskiego księcia.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
CZYTAJ TAKŻE: ZAMOJSKIE ULICE. LWOWSKI WYJAZD
CZYTAJ TAKŻE: ZAMOJSKIE ULICE. DOTKLIWA NIEOBECNOŚĆ I ULICA GRECKA
Napisz komentarz
Komentarze