Stadion miejscowego Sokoła tonął w okrutnym słońcu, gdy zwarta grupa niebiesko-białych z cierpliwością godną Syzyfa pokonywała kolejne metry bieżni. Szkoleniowiec tomaszowian ze stoperem w dłoni co rusz zerkał na cyferki, mrucząc pod nosem z zadowolenia.
– Jest dobrze. To już kolejna dawka interwałów, ale tempo cały czas jest utrzymywane – podkreślał Paweł Babiarz, dodając, że zdecydowanie bardziej woli bieżnię od lasu. – Tutaj wszystko mam jak na dłoni i widzę. Między drzewami mogłoby być różnie – puszcza oko szkoleniowiec tomaszowian. – A swoje kilometry trzeba u mnie wybiegać, żeby później w rytmie ligowym wszystko pod tym względem było w porządku.
W gronie zawodników tempa z zegarkiem na dłoni pilnuje doświadczony Ireneusz Baran.
– Na Irku można polegać. Solidność, doświadczenie i wydolność, której mógłby mu pozazdrościć niejeden młodzieniec – podkreśla Babiarz. Sam zawodnik odpowie po chwili skromnie, że dopóki zdrowie dopisuje, to chce jeszcze pograć.
Trzyminutową przerwę w biegu zawodnicy traktują niczym wybawienie. Chłodna woda spływa po rozpalonych głowach, a pragnienie zostaje ugaszone błyskawicznie. 180 sekund mija tak błyskawicznie, że Wojciech Gęborys dwukrotnie upewnia się u swego trenera, czy stoper mu jakoś nie przyśpieszył. Po chwili jednak z ułańską fantazją wyrywa sprintem do przodu, pokazując, że drzemią w nim spore motoryczne możliwości.
Gdy gracze z pola pokonują kolejne okrążenie, za jedną z bramek z Piotrem Waśkiewiczem i Karolem Krawczykiem ćwiczy "kiero" Piotr Orzechowski. Obaj bramkarze z uporem powtarzają chwyty piłki, co rusz rzucając się na murawę i powstając. Pot spływa po plecach od samego patrzenia na obu ćwiczących. W ramach "odpoczynku" młody szkoleniowiec ordynuje obu panom po trzy okrążenia truchtem. Jak widać, III Konwencja Genewska dotycząca "humanitarnego traktowania jeńców" jest Pawłowi Babiarzowi znana.
CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ W WYDANIU PAPIEROWYM I E-WYDANIU
Napisz komentarz
Komentarze